czwartek, 28 lutego 2013

# 67. Harry. | cz. 3

Harry upadł na ziemie.
- Co ty kurwa wyprawiasz. ? – zaczęłam krzyczeć i stanęłam między Harrym, a Victorem.
Jesteś popierdoloną suką.- krzyczał mi prosto w twarz.
- Spierdalaj. Mam cię głęboko w dupie. Zresztą tak jak ty masz mnie. – powiedziałam z jadem.
Chciałam odwrócić się i zobaczyć co z Harrym, ale Victor złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie.
- Stałaś się kurwą. A ja robiłem dla ciebie wszystko. – mówił wściekły Victor.
- Co ty pierdolisz ? Nigdy się dla ciebie nie liczyłam. Myślisz, że nie wiedziałam o tych wszystkich twoich laskach. Za kogo ty się uważasz ??? Skończyłam z tobą Victor. – powiedziałam i mu się wyrwałam.
Ale on znów mnie złapał mnie za ręce i trzymał w bolesnym uścisku.
- Zawdzięczasz mi wszystko. Gdyby nie ja skończyłabyś na ulicy.- krzyczał Victor i mną potrząsał. – Jesteś niewdzięczną suką. I bez mnie skończysz jak dziwka, jak twoja matka.
Kiedy to usłyszałam walnęłam go w twarz . Victor złapał się za twarz i odszedł parę kroków. Po moim policzku został mu czerwony ślad.
- I kto to mówi ?. To tylko kwestia czasu zanim gliny cię złapią.
I to był czuły punkt. Tego Victor bał się najbardziej. Że ze wszystkim co robił posunął się za daleko. Ale ja miałam to w dupie. Nie obchodził mnie już jego dalszy los.
- Zajebie cię suko. – krzyknął i już uniósł rękę, żeby mnie uderzyć, ale Harry zatrzymał go. Złapał Victora za ramię i uderzył go w brzuch.
Victor ugiął się lekko, pod siłą ciosu, ale zaraz szybko oddał Harremu. I zaczęli się bić.
- PRZESTAŃCIE !!!- krzyczałam próbując ich jakaś rozdzielić.
W pewnym momencie Victor po raz kolejny walnął Harrego, a ten upadł na ziemie kuląc się z bólu.
- Jeszcze mnie popamiętasz sukinsynie. – krzyczał Victor i kopnął Harrego.
- Victor przestań !- starałam się odepchnąć go od leżącego Harrego.
Ale on nawet na mnie nie zauważał. Wpadł w taki szał, że nic się nie liczyło oprócz zadania jak największej ilości bólu Harremu. Nagle z klubu wybiegł Sam i Matt. Musieli wspólnie przytrzymywać Victora, aby oddalić go od Harrego. Za chwile wybiegło jeszcze paru chłopaków i udało im się jakoś okiełznać Victora.
- Uspokój się ! To brat Billego. – tłumaczył mu Matt.
Potem udało im się, jakoś zmusić go, do wejścia do środka. Harry cały czas leżał na ziemi, wijąc się z bólu. Nie wiedziałam co zrobić. Jak mogłabym mu pomóc. Klęczałam tylko przy nim i się w niego wpatrywałam. Miał podbite oko i rozcięte usta. Jego koszula była w paru miejscach rozdarta.
Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- TI, idź do domu. Zajmę się nim. – powiedział Matt i mimo mojemu oporowi podniósł mnie do góry.
- Nie. Nigdzie nie idę. – mówiłam
- Daj spokój nic mu nie będzie. Wracaj do domu.- mówił i zaczął mnie prowadzić w przeciwnym kierunku od Harrego.
- Nie. Puść mnie ! – próbowałam się mu wyrwać.
- TI. Lepiej, żeby cię tu nie było, kiedy Billy przyjdzie.
- Co ? Co ty mówisz ? Myślisz, że to moja wina ? To Victor. On oszalał. – próbowałam się mu wytłumaczyć.
Matt tylko spojrzał na mnie z lekko jakby zawiedzioną miną.- Nie wplątuj w to Harrego. To nie jego świat. – powiedział patrząc mi w oczy.
Na początku nie wiedziałam co o tym myśleć. To wszystko była winna Victora. To on był potworem. I to nie przeze mnie Harry jest w takim stanie. Tak ????.
Spojrzałam ostatni raz na Harrego, obróciłam się i ruszyłam przed siebie. Nagle wszystkie emocje wyszły ze mnie. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Tego wszystkie było dla mnie za dużo.



~*~


Minęły trzy dni. I ja nie wychodziłam z domu od tych trzech dni. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Matt miał racje. Nie powinnam wciągać w to Harrego. On powinien tylko przyjechać do barta, spędzić z nim trochę czasu i wrócić do swojego normalnego życia. To wszystko nie powinno się tak potoczyć.
Ja się pomyliłam. Nie dam rady się wywinąć z tego gówna w jakim jestem. Choćbym nie wiem jak chciała. Jest za późno. Jak się okazuje nie tylko dla Victora, ale i dla mnie.
Puk, puk.- usłyszałam pukanie do drzwi.
Podeszłam i je otworzyłam.- Hej.- powiedział Harry szeroko się uśmiechając.
Opuchlizna już prawie zeszła z jego twarzy. Tylko oko było jeszcze lekko fioletowe. Miał jeszcze kilka zadrapań, a koło wargi spory plaster. Mimo tego wszystkiego nadal był zabójczo przystojny.Nie wiedziałam co mam zrobić. Tak strasznie chciałam go przytulić. Ale nie mogłam.
- Mogę wejść ? – spytał.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. – powiedziałam.
To co teraz się działo, był jedną z najtrudniejszych chwil w moim życiu.
- Jak to ? – spytał Harry zdziwiony.
- Harry. Proszę nie komplikuj tego jeszcze bardziej.
- TI o co chodzi ?- spytał Harru jeszcze bardziej zbity z tropu.
Westchnęłam. – Gdzie jest Billy ?
- A jakie to ma znacznie ?– mówił Harry coraz bardziej zirytowany.
- Pewnie się martwi. Wracaj do niego. – powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi, ale Harry otworzył je szerzej i wszedł do środka.
- Od kiedy to jest takie ważne czy Billy się martwi. ? Jestem dużym chłopcem dam sobie rade sam.
Ja nic na to nie odpowiedziałam tylko odwróciłam wzrok i uparcie wpatrywałam się w ścianę.
- TI to co się stało nie ma dla mnie znaczenia. Nic się między nami nie zmieniło. – powiedział Harry. Złapał mój podbródek i odwrócił moją twarz do siebie.
- Nie Harry myślisz się. To ma znaczenie. – powiedziałam i odeszłam parę kroków. – To mi otworzyło oczy. Czas wszystko skończyć.
- Co skończyć ? – spytał Harry a w jego głosie słychać było obawę.
- To co jest między nami. Harry ty nie długo wrócisz do swojego domu. Taka jest prawda. I co wtedy ? – starałam się zwalić winę na jego powrót do domu, żebym nie musiał mówić mu prawdy. Tak było mi łatwiej.
- I o to chodzi ? – spytał. Na co ja patrząc się w moje stopy pokiwałam głową. – A mi się wydaję, że wcale nie. Chodzi ci o to, że wszyscy się o nas dowiedzieli. Chodzi ci o to, że Victor się wkurwił. I co z tego ? TI sama mówiłaś, że chcesz skończyć to wszystko co jest z nim związane.
Harry chyba czekał na moją rekcję, ale ja ciągle miałam spuszczony wzrok. Dlatego kontynuował. – Bo ja tu przyszedłem, aby ci powiedzieć, że jutro wyjeżdżam.- niby wiedziałam, że to nie uniknione, ale kiedy to powiedział czułam się jakby mój świat się zawalił.- I chciałem cię prosić, abyś ze mną pojechała.
Podniosłam głowę.
-TI, będziesz tam mogła zacząć od początku. Nie będzie tam już żadnego Victora, wreszcie ze wszystkim skończysz. – mówił głaszcząc mnie po policzku.- TI ja cię kocham. Jedź ze mną – powiedział Harry patrząc mi w oczy.
Właśnie się wydarzyło, coś na co skrycie, czekałam całe moje życie. To wszystko było dla mnie takie ciężkie. Ale w pewnym sensie, to mnie tylko upewniło w tym co miałam zrobić. Skoro on mnie kochał dał mi coś czego nikt inny wcześniej nie dał. Ja też go kochałam. Dlatego musiałam dać mu odejść.
- Harry to wszystko jest zbyt pokomplikowane. – powiedziałam.
- Jakoś damy razem radę. Jedź ze mną, proszę. – powiedział Harry i próbując mnie przekonać pocałował mnie.
Na początku oddałam pocałunek. Tak strasznie go pragnęłam. Ale szybko znalazłam w sobie siłę, żeby to przerwać.
-Harry idź sobie. Proszę wyjdź. – powiedziałam odpychając go lekko.
Przez chwile Harry wpatrywał się we mnie z nadzieją. Ale, kiedy zdał sobie sprawę, że nadal obstaję przy moim zdaniu dał sobie spokój.
- Nie będę cię do niczego zmuszał. Ale zastanów się jeszcze nad tym. Kocham cię. – powiedział Harry i wyszedł z mojego mieszkania.
- Żegnaj Harry. – powiedziałam stojąc w progu.
Oczy Harrego wypełniła rozpacz. Nie chciała dłużej na to patrzeć. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie mogłam już wysiedzieć sama ze sobą i moimi myślami. Miałam dość użalania się nad sobą. Musiałam, gdzieś wyjść. Tylko, gdzie ? Nie zamierzałam sama włóczyć się po mieście. Musiałam się czymś zająć, a raczej ktoś mnie musiał, żebym nie mogła o tym wszytki rozmyślać. Tylko to nie było takie proste. W sumie nie miałam żadnego znajomego, oprócz chłopków. Nawet jeśli znałam kogoś innego zawsze sprowadzało się do tego, że w gruncie rzeczy to właśnie oni mnie poznali z tą osobą, albo ja kogoś z nimi poznałam.
Więc zostali mi tylko oni…
- Siema. – krzyknęłam, wchodząc przez drzwi.
- Oooooo patrzcie kto tu zawitał. – powiedział Tom.
Podszedł do mnie i po przyjacielsku mnie przytulił. Z pozostałymi przybiłam żółwika.
- Co cię ostatnio nie było widać ? – spytał Tom.
Zmarszczyłam drzwi. Co z nim ? On na serio pyta ? – pomyślałam.
- Aaaaaaaaaa stary, bo ciebie wtedy nie było. Ty nie wiesz co się działo. – powiedział Sam.
- Kiedy mnie nie było ? – spytał Tom zdziwiony.
- W sobotę. – powiedział Sam, a w jego oczach widziałam ekscytacje z powodu, że będzie mógł podzielić się wszystkim z Tonem jako pierwszy.
Czasem nie wierzyłam jaki z Sama był plotkarz. Spojrzałam na niego ostrzegawczo, żeby się zamknął. On tylko uśmiechnął się wyzywająco i zaczął.- Otóż mój drogi okazało się, że TI spodobał się Harry. Więc postanowiła go uwieść. Ale niestety, kiedy wprawiała swój plan w życie, przeszkodził jej Victor….
- Co ty pieprzysz ? – przerwałam mu Samowi.
- No co ? Mówię tylko co widziałem i jakie wnioski z tego wyciągnąłem. Potem możesz nam przedstawić swoja wersję, bo sam jestem ciekawy co powiesz. Ale teraz siedź cicho. Na czym to ja skończyłem ? Aaaaa. Więc to było dosłownie tak. Victor przyjebał Harrem za rwanie jego laski. A potem Harry dojebał prawego sierpowego. Uuuu cienko to widziałem, Victor miał kompletnie rozkwaszony nos, ale wstał i walnął Harrego prosto z dyńki. To była walka na śmierć i życie i potem….- urwał Sam, kiedy Victor wszedł do pokoju.
Nagle wszystkie śmiechy, które wywołała opowieść Sama umilkły. Wszyscy czekali w napięciu co się wydarzy. Sama byłam ciekawa. Tym razem nie zamierzałam tak łatwo odpuścić temu chujowi. – pomyślałam. Victor chwile się na mnie patrzył. Potem lekko skiknął głową. Wydawało mi się, że ruch który wykonał był widoczny tylko dla mnie. Ale wiedziałam już, że wszystko jest dobrze. Z palców Victora wyszedł Billy. Kiedy mnie zobaczył, zaczął iść w moja stronę. Victor w tym czasie odwrócił się na pięcie i odszedł.
- TI musze pozałatwiać parę spraw. Chodź ze mną. – powiedział Billy i ruszył do drzwi nawet nie patrząc czy idę za nim.
Wstałam z kanapy i poszłam jego śladem.
- Porozmawiajmy.- powiedział, kiedy byliśmy w jego samochodzie.
Westchnęłam.- Jak chcesz ? – powiedziałam wiedząc o co mu chodzi.
- Walę prosto z mostu. Ty i Harry jesteście razem. – spytał.
- Niee. – powiedziałam patrząc w boczną szybę.
- Więc co to wszystko kurwa było ? – spytał zdziwiony Billy.
- Nie wiem. Okey ? Nie wiem, o co w tym wszystkim chodziło. Ale nie martw się wszystko jest już skończone. Dałam spokój twojemu bratu. – powiedziałam trochę sfrustrowana tą rozmową.
- Widać, że dałaś mu spokój. Chodzi teraz jak zbity szczeniak. – powiedział Billy, coś co mnie bardzo zdziwiło. Spojrzałam na niego zaciekawiona.
-TI ja nie mam nic przeciwko temu. Nie przejmuj się Victorem, wszyscy wiemy, że to dupek. Zresztą już się nim zająłem. Daj Harremu szansę. – powiedział Billy.
- Ale nie to nie o to chodzi. Ja wiem on jest wspaniały i wydaje mi się, że lepiej mu będzie bez mnie. Billy sam wiesz, on jest inny niż my. –próbowałam ubrać moje myśli w słowa, żeby przedstawić Billem sytuację.
- Co ? Daj spokój. A kogo on sobie znajdzie. Ta ciota, potrzebuje kogoś takiego jak ty. Twardej babki.- powiedział Billy i się do mnie uśmiechnął.
Nie wiem czemu ale, to strasznie mnie rozbawiło. Nie mogłam się uspokoić. Naprawdę długo się śmiałam.
- Masz moje błogosławieństwo. Więc ? – spytał Billy wyczekująco.
- Tylko…, tylko, ze chyba już za późno. On dziś wraca prawda ? – spytałam.
- Akurat tym się nie martw. Matt miał go na lotnisko zawieść jakieś 30 minut temu. Ale… jestem taki mądry i błyskotliwy , że spodziewałem się takiego rozwoju akcji i my również właśnie dojeżdżamy na lotnisko…
- Szybciej.- krzyczę do Billego.
Samolot Harrego odlatuje za 15 minut, a my właśnie przebijam się przez tłum ludzi, alby tylko zdążyć.
Dobiegamy do pierwszego stanowiska odpraw. Rozglądam się wszędzie, ale nigdzie nie widzę Harrego.
- Muszę szybko porozmawiać z osobą, która zaraz będzie leciała tym samolotem. – mówię do pierwszej, lepszej pani z obsługi. Kobieta patrzy się na mnie jakby co najmniej zwariowała.- Czy mogę tylko na chwilę tam wejść ?
- To jest niemożliwe.- odpowiada.
- Ale to jest cholernie ważne. To czy mogła by pani zawołać tu na Harrego Stylesa . Błagam.
- Nie, przykro mi nic nie mogę zrobić.
- Alee..-zaczynam, ale Billy mi przerywa.
- Daj spokój.- powiedział i zaczął czegoś szukać po kieszeniach.
- Ale sam mówiłeś, że powinnam z nim porozmawiać. Muszę go na chwilę stamtąd wyciągnąć.- mówiłam coraz bardziej zdesperowana.
- Nie. Nie będziemy go znikąd wyciągać. Lecisz z nim. – powiedział Billy i wyciągnął portfel.
- Co ? – spytałam zdziwiona.
- To chyba ci on zaproponował nie ? – powiedział Billy i zaczął kupować bilet.
Chwilę potem podał mi go. Wpatrywałam się w bilet.
- Dzięki.- spojrzałam się na Billego .
- Spoko, a teraz idź już, bo nie zdążysz.- powiedział i zaczął mnie pchać w stronę bramek.
- Na serio dziękuje. Jesteś zajebisty. – krzyknęłam jeszcze do Billego.
- Wiem. Do zobaczenia TI- powiedział Billy i mi pomachał.
- Pa – krzyknęłam i ruszyłam pędem, żeby zdążyć.
Biegłam jak najszybciej, popychając przy tym każdego napotkanego człowieka. Nie obchodziła mnie ich rekcja, ani co sobie o mnie pomyśleli, liczyło się tylko, żeby zdążyć.
Nagle wydawało mi się, że widzę jakiegoś chłopaka w kręconych włosach, ale nie byłam pewna, ponieważ z tłumu głów nie wile było widać. Nie myśląc za wiele, wskoczyłam na walizkę leżącą, obok mnie na ziemi.
- Heeeej. Co ty wyprawiasz? – krzyczał oburzony mężczyzna. Pewnie właściciel walizki.
Tak to na pewno on. Miał na sobie tą samą bluzę, którą pożyczył mi podczas naszego pierwszego spotkania. Zeskoczyłam z walizki i ruszyłam w miejsce, gdzie widziałam Harrego.
Gdzie on się podział ?- zastanawiam się w myślach. Stałam teraz dokładnie, gdzie on przed chwilą. A może to ni był on.
- TI ?.- usłyszałam jakiś głos za plecami.
Szybko się odwróciłam. Tak to był on. Harry wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem.
Byłam w niebo wzięta. Rzuciłam się mu w ramiona, przytulając go jak najmocniej. Harry lekko oszołomiony też mnie przytulił.
- Harry ja tak bardzo cię przepraszam. I za tamtą sytuację z Victorem i za to jak się po niej zachowałam. Ja chciałam dla ciebie jak najlepiej. Bo się chyba w tobie zakochałam. I wtedy Matt mi powiedział… - Harry nie pozwolił mi dokończyć.
Wpił się w moje usta z tęsknotą i uczuciem. To był zdecydowanie nasz najlepszy pocałunek.
Nagle Harry oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Lekko się uśmiechnął i odgarnął mi niesforny kosmyk, który opadł mi na twarz.
- Teraz to już nie ważne. Chodź, bo spóźnimy się na samolot. – powiedział Harry jeszcze raz delikatnie mnie pocałował. Potem wziął mnie za rękę podniósł swoje torby i razem ruszyliśmy w tłum ludzi nie mogąc przestać się uśmiechać.



KAHN

niedziela, 24 lutego 2013

# 66. Larry.


Na początku chciałabym przeprosić za drobne nieaktualności, gdyż imagin pisany był w grudniu. Następnie zwracam uwagę, iż opowiada on o Larrym. Nie chcę przekonywać nikogo do moich poglądów, ani obrażać. Mam nadzieję, że postąpicie tak samo i obejdzie się bez hejtów. Życzę miłej lektury c:
____________________________________________________________________________________

-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - Spytał Lou patrząc mi w oczy. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak poważnego.
-Tak, jestem pewny. Nie chcę już dłużej kłamać, muszę powiedzieć prawdę. - Odparłem.
-Harry, ja też bym tego chciał, ale czy zastanawiałeś się nad konsekwencjami?
-Mam gdzieś konsekwencje! - Uniosłem się.
-Spokojnie, nie chcę tylko, żebyś potem tego żałował. - Powiedział troskliwie Louis.
-A może ty się tego wstydzisz? Może nie chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, co? - Spytałem, nie mając pojęcia, czemu Lou próbuję odwieść mnie od mojej decyzji.
-Nawet tak nie myśl! - Krzyknął oburzony. - Chodzi mi tylko o to, że... Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Wiele ludzi nas za to znienawidzi.
-Już nas nienawidzą, co to za różnica? - Rzuciłem przewracając oczami.
-Taka, że odwrócą się od nas też niektórzy fani. - Ciągnął.
-W takim razie nigdy nimi nie byli. Po co nam tacy? - Odparłem, nie wiedząc co dokładnie chce mi przekazać Lou.
-Bo kupują płyty. Wytwórni się to nie spodoba.
-A co mnie obchodzi wytwórnia! - Krzyknąłem zirytowany.
-Po za tym przypominam ci, że zaprzeczamy od dwóch lat i podobno obydwoje mamy "dziewczyny". - Powiedział Louis pokazując w powietrzu znak cudzysłowie, aby podkreślić ostatnie słowo. - Co wszyscy sobie o nas pomyślą...
-Nie dbam o to co myślą inni. Obchodzi mnie tylko co ty o tym wszystkim myślisz. Jeśli miałoby cię to zranić, to tego nie powiem, ale wiedz, że w tym momencie, to ty ranisz mnie. - Odparłem spuszczając wzrok.
Louis podszedł zmniejszając dystans między nami. Ujął w dłoń mój podbródek i skierował tak, że teraz staliśmy twarzą w twarz. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Louis spojrzał w moje oczy, które sam nie wiem kiedy zaszkliły się łzami.
-Zróbmy to. Chcę wykrzyczeć całemu światu, że cię kocham. - Wyszeptał po czym złożył na moich ustach słodki pocałunek.
-Czekałem na ten dzień ponad dwa lata. - Powiedziałem wtulając się w jego marynarkę.
Spojrzałem na okrągły zegar powieszony na jasnej ścianie garderoby. 20.58.
-Czas się zbierać. Mamy być na czerwonym dywanie za dwie minuty. - Stwierdziłem, niechętnie rozluźniając uścisk.
Wyszliśmy z garderoby idąc kilkanaście centymetrów od siebie. Dopóki jeszcze nie wyznaliśmy prawdy musieliśmy podtrzymywać pozory. Nie chciałem, żeby ktoś się domyślił, to miało wyjść z naszych ust.
Niall, Zayn i Liam już na nas czekali. Całą piątką przybraliśmy sztuczne uśmiechy i pewnym krokiem udaliśmy się na czerwony dywan. Przywitał nas oślepiający błysk fleszy. Paparazzi nie żałowali klisz.
W końcu nadszedł czas na reporterów. Koślawym krokiem na stanowczo za wysokich obcasach podeszła do nas szczupła blondynka. Intensywny zapach jej perfum czuć było na kilometr. Za nią szedł wyskoki brunet trzymający kamerę.
Już czas. - Pomyślałem, posyłając Louisowi porozumiewawcze spojrzenie. Odpowiedział skinieniem głowy.
-Cześć chłopcy! Mogłabym zadać wam kilka pytań? - Spytała przesłodzonym głosem blondynka.
-Jasne, czemu nie! - Odparł Niall, posyłając jej promienny uśmiech.
-Szczerze mówiąc to mam zlecenie na dowiedzenie się czegoś o waszych związkach, więc... - Niall odsunął się parę kroków do innej reporterki dać do zrozumienia, że pojął aluzję. Reszta chłopaków poszła w jego ślady.
-Trzymajmy się planu. - Szepnął mi na ucho Lou, podchodząc do innej kamery.
-Widzę, że z Louisem jesteście bardzo blisko. Co myślisz o jego dziewczynie? - Spytała blondynka.
-Sądzę, że Tina jest świetną dziewczyną. - Odparłem jakby nigdy nic.
-Przecież dziewczyna Louisa ma na imię Eleanor. - Na twarzy reporterki zagościło zdziwienie.
-Oh tak, Eleanor też jest fantastyczna. Uwielbiam je obie.
-A co powiesz o twoich sprawach miłosnych? - Zmieniła temat. Najwidoczniej nie zrozumiała moich odpowiedzi.
-Układa nam się idealnie. Nigdy jeszcze nie kochałem nikogo tam mocno. Dzięki niemu jestem szczęśliwy. - Odparłem.
-Chyba dzięki niej... - Poprawiła mnie reporterka.
-Nie wiem czy Louisowi spodobałoby się opisywanie go w rodzaju żeńskim. - Postanowiłem być bardziej bezpośredni.
Byłem z siebie dumny. Nareszcie to powiedziałem. Rozejrzałem się w okół w poszukiwaniu Louisa. Chciałem pobiec do niego i rzucać mu się w ramiona. Przed tymi wszystkimi ludźmi. Przed kamerami. Żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości.
Nagle poczułem, że ktoś złapał mnie za ramie. Mocnym szarpnięciem odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Chodź ze mną, szybko. - Warknął Paul, ciągnąc mnie za sobą.
Wepchnął mnie do środka garderoby, po czym zamknął drzwi na zamek. Louis siedział na kanapie. Chyba mieliśmy kłopoty.
-Co wy wyprawiacie?! - Krzyknął zdenerwowany Paul.
-Nie chcieliśmy dłużej udawać. - Odparłem.
-Chcieliśmy, żeby wszyscy wiedzieli. - Dodał Louis.
-Jak mogliście wyjawić sprawę z Tiną i Eleanor? I jeszcze wciągnąć w to Modest. - Kręcił głową z niedowierzaniem, spoglądając to raz na mnie to raz na Louisa. - Limuzyna już czeka. Jedźcie z chłopakami do domu i nie wychodźcie dopóki nie wymyślę, jak to odkręcić.
-Ale my nie chcemy nic odkręcać! - Powiedziałem stanowczo.
-Rozumiem, że się kochacie. Nie potępiam was za to, broń Boże. Ale czy nie widzicie jak samolubne było to z waszej strony?
-Samolubni są ludzie z wytwórni, którym chodzi tylko o sprzedaż płyt! - Zdenerwował się Louis.
-Nie o to mi chodzi! A pomyśleliście o Niallu, Zaynie i Liamie? Nie tylko wy jesteście w tym zespole. Nie dość, że wasza kariera wisi teraz na włosku, to jeszcze przez was i oni będę mieli kłopoty!
Louis i ja wymieniliśmy się spojrzeniami. Były one bardzo wymowne. Nie przeszło nam przez myśl, że nasza decyzja może odbić się na naszych przyjaciołach. Nie tego chcieliśmy.
Wraz z resztą chłopaków wyszliśmy tylnym wyjściem. Mieliśmy nadzieję, że reporterzy nas nie zauważą. Szofer czekał na nas w limuzynie. Usiadłem obok Louisa. Kilka pierwszych przecznic przejechaliśmy w kompletnej ciszy. Spuściłem głowę i zacząłem rozmyślać nad tym co sie wydarzyło. Na początku Louis był przeciwny, mogłem go posłuchać. To wszystko moja wina. Rozszyfrowując moje myśli, Louis splótł nasze dłonie. Zayn widząc to powiedział:
-Tylko mi nie mów, że tego żałujesz.
-Przeze mnie mogliśmy stracić dużo fanów. - Odparłem nie unosząc głowy.
-Tu nie chodzi o fanów. Tu chodzi o was. O prawdziwą miłość, z tym nie można walczyć. - Powiedział Niall poważnym tonem.
-Jesteśmy z wami. - Dodał Liam.
Chyba nie mógłbym wymarzyć sobie lepszych przyjaciół.

~*~

Rozwrzeszczani fani, oślepiający błysk fleszy, przekrzykujący się reporterzy. Nienawidzę konferencji prasowych, lecz czego się nie robi dla zespołu.
Ja i Louis ustaliśmy na podeście, z dwoma mikrofonami. Reszta chłopaków usiadła z tyłu.
-Jak chcecie skomentować wasze wczorajsze wypowiedzi? - Spytała pulchna reporterka w dużych okularach.
-Przed galą wraz z Louisem byliśmy na imprezie... - Znów musiałem kłamać.
-I alkohol zrobił swoje. Przepraszamy za wprowadzenie wszystkich w błąd. - Dokończył Louis. Byłem mu wdzięczny, chyba nie przeszłoby mi to przez gardło.
-Czyli to wszystko nieprawda? - Dopytywał inny reporter.
-Po tym jak się napiliśmy, chcieliśmy zrobić wszystkim kawał. Jak się potem okazało, nieśmieszny. Louis jest w szczęśliwym związku z Eleanor, a mi świetnie układa się z Taylor, może coś z tego będzie. Nie wierzcie w ani jedno słowo, jakie padło wczoraj z naszych ust. Przepraszamy wszystkich. To się już nie powtórzy. - Wyrecytowałem przez zaciśnięte zęby to czego Paul kazał mi się wykuć na pamięć.
Wszyscy chyba nam uwierzyli. Nie widzieli jednak, że podczas mojej wypowiedzi, Louis puścił moją dłoń tylko raz. Aby otrzeć łzę spływającą po jego policzku...


LOLA

czwartek, 21 lutego 2013

# 65. Niall.


-Kiedy ty się wreszcie ode mnie odczepisz? - Warknęłam trzaskając drzwiczkami szafki.
-Nie dam ci spokoju dopóki mi nie wybaczysz. - Odparł Mike.
-Ja mam ci wybaczyć? - Uniosłam brwi, oburzona. - Miałeś więcej niż jedną szansę i wszystkie zmarnowałeś.
-[T.I], jest mi tak strasznie przykro, przepraszam... - Ciągnął brunet z miną zbitego psa.
-Nie, Mike. Przepraszam już nie wystarczy. Na prawdę myślisz, że to jedno cholerne słowo sprawi, że wszystko będzie dobrze? Że zapomnę co mi zrobiłeś? Jeśli tak, to grubo się mylisz. - Obdarzyłam chłopaka ... spojrzeniem.
-Ale ja naprawdę żałuję tego co zrobiłem, nie wiem co we mnie wstąpiło. Tamta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła. Kocham tylko ciebie. - Nie dawał za wygraną.
-Było o tym pomyśleć wcześniej. A teraz wracaj do tej swojej dziwki. - Warknęłam ostro, nie wierząc w ani jedno jego słowo.
-Wrócimy jeszcze to jej rozmowy. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - Powiedział Mike, zrezygnowany, po czym odwrócił się i odszedł.
Zdenerwowana, oparłam się plecami o szafkę, przeczesując włosy palcami. Ten chłopak doprowadzał mnie do szaleństwa. Był niemożliwy. Już drugi raz zdradził mnie z jakąś szmatą i jeszcze miał czelność mówić, że mnie kocha. Gdyby tak było naprawdę, nie zrobiłby tego, prawda? Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że mój poprzedni chłopak też zostawił mnie dla innej dziewczyny. Co ze mną było nie tak, że wszyscy szukali pocieszenia w ramionach jakichś odbijających cudzych chłopaków dziwek? Nienawidzę facetów, wszyscy są tacy sami.
-Wszystko w porządku? - Usłyszałam nagle.
-Co? Tak... To znaczy nie... Z resztą, nieważne. - Fuknęłam. Myślałam, a raczej miałam nadzieję, że nikt nie słyszał mojej kłótni z Mikem. Ale oczywiście musiał się napatoczyć Niall. Było 20 minut po dzwonku. Czemu on w ogóle jeszcze był w szkole?
-Mi możesz powiedzieć. - Blondyn uśmiechnął się miło. Serio? Miałam mu się zwierzać? Przecież ledwie się znamy. Jedyne co o nim wiem to to, że ma na imię Niall i chodzi ze mną do klasy. Spojrzałam na zegarek na lewym nadgarstku. 14:45. Autobus mam dopiero za pół godziny. Więc minie jakaś godzina zanim dotrę do domu i będę mogła się komuś wygadać, a Niall jest tutaj, teraz, więc...
-Kilka dni temu zerwałam z Mikiem, po tym jak widziałam jak całuje się z jakąś dziewczyną, a ona teraz łazi za mną prosząc o wybaczenie. Prosiłam go, ale nie chce dać mi spokoju. - Wyrzuciłam z siebie.
-Zerwałaś z Mikiem? - W oku blondyna dostrzegłam błysk.
-Tak. - Odparłam krótko.
-Nie znam go dobrze, ale może zasługuje na drugą szansę? - Powiedział Niall bez przekonania. Sam chyba nie dowierzał w to co mówił.
-W tym rzecz, że to była druga szansa. - Odpowiedziałam spuszczając głowę.
-W takim razie nie jest ciebie wart. Gdyby naprawdę mu na tobie zależało, traktowałby cię tak jak na to zasługujesz. - Niall złapał mnie z podbródek i obrócił moją twarz w swoją stronę, aby spojrzeć mi w oczy.
-Skąd ta nagła zmiana? Dopiero co broniłeś Mikea. - Spytałam zdziwiona.
-Wcale go nie broniłem. - Skrzywił się. - Szczerze to nigdy nie spotkałem gorszego dupka. Chciałem tylko wiedzieć, czy byłabyś w stanie mu wybaczyć i co dokładnie jest między wami...
-Między nami nie ma już nic. Skończyłam to. Definitywnie. - Oznajmiłam.
-Jesteś pewna? - Spytał, patrząc na mnie podejrzliwie.
-Na 100 procent. - Odparłam.
-W takim razie... Masz jakieś plany na sobotę? - Niall zupełnie zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Wiesz co, Niall... Nie bierz tego do siebie, tu raczej chodzi o mnie... Rozstałam się z Mikem kilka dni temu, chyba jest trochę za wcześnie, nie jestem jeszcze gotowa... - Tłumaczyłam, unikając jego wzroku. Zrobiło się trochę niezręcznie.
-Nie, [T.I], proszę, nie rób mi tego. - Przerwał mi nagle.
-Co? Czego mam ci nie robić? O czym ty mówisz? - Spytałam zdezorientowana.
-Nie każ mi dłużej czekać. Bo wiesz, ja... - Urwał na krótką chwilę, jakby zbierał w sobie odwagę, by powiedzieć mi to co zamierzał. - Podobasz mi się, okej? Już od dłuższego czasu, ale byłaś z Mikiem i w ogóle. Słyszałem plotki, że się rozstaliście, ale chciałem się upewnić, więc postanowiłem, że pogadam z tobą po lekcjach i wtedy zobaczyłem was razem. I teraz już wiem, że jesteś sama, nie to, żebym życzył wam źle, ale tak długo na to czekałem. I nawet odważyłem się zaprosić cię na randkę, a ty mówisz, że jest jeszcze za wcześnie. Wiem, że pewnie masz rację i nie powinienem naciskać, ale ja nie mogę już dłużej czekać. Więc, proszę [T.I], nie rób mi tego. - Powiedział Niall, niespokojnie rozglądając się na wszystkie boki, by uniknąć mojego wzroku. Dopiero po chwili uspokoił się, przeczesał włosy palcami i spojrzał mi w oczy. - Przepraszam, nie tak to miało wyglądać. Chciałem raczej wygłosić romantyczną przemowę, w której ująłbym wszystkie moje uczucia, ale jak widać w praktyce się to nie sprawdza... - Dodał, a jego policzki zalały się rumieńcem.
-Przyjedź po mnie w sobotę o 6. - Powiedziałam uśmiechając się czule.
-Naprawdę? - Jego twarz rozpromieniła się.
-Tak. A teraz przepraszam, ale zaraz spóźnię się na autobus. Do zobaczenia w sobotę. - Rzuciłam na odchodnym.
-Na razie. Już nie mogę się doczekać. - Usłyszałam za plecami.

~*~

-Hej. To gdzie mnie zabierasz? - Spytałam wsiadajac do samochodu Nialla.
-Cześć. Ślicznie wyglądasz. - Odparł z uśmiechem, ignorując moje pytanie.
-Gdzie jedziemy? - Powtórzyłam, gdy włączał silnik.
-Na kolację. - Odparł krótko.
-To dobrze, umieram z głodu. - Powiedziałam, zapinając pas.
Na drodze nie było korków, więc do centrum dotarliśmy po 20 minutach. Niall zatrzymał samochód na podjeździe jednej z lepszych restauracji w mieście.
-Hmm... Niall, nie sądzisz, że tu jest trochę za drogo? Możemy iść gdzie indziej... - Starałam się przekonać blondyna.
-Jesteś warta każdego grosza. - Powiedział z wesołym uśmiechem na ustach, po czym wysiadł z samochodu, obszedł go dookoła i otworzył mi drzwi. Prawdziwy gentelman.
-Dziękuję. - Odwzajemniłam jego uśmiech, wysiadając z auta.
Weszliśmy do środka restauracji i wszystkie spojrzenia zwróciły się w naszą stronę. Możliwe, że para nastolatków trochę wyróżniała się na tle tak ekskluzywnego lokalu. Niall zauważył moją zmartwioną minę i lekko pochylając się nade mną szepnął mi do ucha:
-Nie martw się nimi. Nie będą nam przeszkadzać. - Pokiwałam głową, nie do końca rozumiejąc słowa blondyna. Jak miałam się nie przejmować, skoro zaraz miałam usiąść i zjeść kolację wśród tych snobów?
-Rezerwacja na nazwisko Horan. - Zwrócił się chłopak do jednego z pracowników. Mężczyzna skinął głową i pokazał, abyśmy udali się za nim. Zaprowadził nas na zaplecze, a następnie, na wysokie, metalowe schody, prowadzące Bóg wie gdzie. W ten sposób dotarliśmy do wielkich, podwójnych drzwi.
-Kolacja na stole. Życzę udanego wieczoru. - Pożegnał się z nami mężczyzna, zostawiając nas samych.
-Gdzie jesteśmy? - Spytałam, patrząc wyczekująco na Nialla.
-To niespodzianka. Zamknij oczy. - Odparł, a ja wykonałam jego polecenie.
Mimo, że przed oczami miałam tylko ciemność, słyszałam jak Niall zmaga się z ciężkimi drzwiami i poczułam przyjemny chłód oplatający moje ramiona, gdy ustąpiły. Blondyn złapał mnie za rękę i poprowadził kilka kroków na przód, po czym szepnął mi do ucha:
-Możesz już otworzyć oczy. - Rozejrzałam się wokół, uświadamiając sobie, że znajdujemy się na dachu restauracji. Kilka kroków od nas ustawiony był okrągły stół nakryty śnieżnobiałym obrusem, na którym czekała już na nas pysznie wyglądająca kolacja. Zarówno na nim jak i wokół postawiane były świece.
-Tu jest pięknie. - To jedyne co udało mi się wydusić.
-Poczekaj, to jeszcze nie koniec. - Chłopak uśmiechnął się, zadowolony z siebie. Pociągnął mnie, aż do krawędzi dachu. Dopiero wtedy zauważyłam, że nadal trzymamy się za ręce. Nie rozluźniając uścisku, podeszłam bliżej barierki. Moim oczom ukazał się przepiękny panoramiczny widok, miasta nocą. Latarnie i kolorowe neony cudownie ożywiały jego ulice.
-I jak? - Spytał Niall z nadzieją w głosie, przerywając ciszę.
-Powiedziałabym coś, ale po prostu brak mi słów. - Odparłam zgodnie z prawdą.
-Też tak zareagowałem, gdy byłem tu pierwszy raz. - Powiedział, skupiając swoje spojrzenie na mnie.
-A często tu bywasz? - Spytałam zaciekawiona.
-Prawie codziennie. To restauracja moich rodziców.
-Naprawdę? Świetnie się spisali, nigdy jeszcze nie byłam w tak pięknym miejscu.
-Przekażę im. - Powiedział Niall, posyłając mi uroczy uśmiech. - Bierzmy się za kolację. Z tego co pamiętam, byłaś głodna. - Pokiwałam głową, po czym zasiedliśmy do stołu.
Kolacja była wyśmienita, a Niall okazał się być świetnym chłopakiem. Był bardzo miły, czarujący i umiał rozśmieszyć mnie do łez. Wszystko układało się bardzo dobrze, kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
-Przepraszam, muszę odebrać. - Zwróciłam się do blondyna. - Czego? - Warknęłam do słuchawki.
-[T.I], daj mi jeszcze jedną szansę, proszę. - Błagał żałośnie Mike.
-Nie ma mowy. Nie dzwoń już. Jestem zajęta. - Rzuciłam.
-Gdzie jesteś? - Spytał podejrzliwie chłopak.
-W restauracji, a z resztą nie twoja sprawa. Rozłączam się. - Zrobiłam tak jak powiedziałam, po czym wyłączyłam telefon i schowałam go do torebki.
-Mike? - Spytał Niall, widząc moja skwaszoną minę.
-Tak, nadal nie chce mi dać spokoju. - Westchnęłam.
Reszta wieczoru upłynęła w przyjemnej atmosferze. Świetnie się bawiliśmy, a o 22, wyszliśmy z restauracji, gdyż Niall obiecał mojej mamie, że odwiezie mnie pod sam dom przed 23.
Tuż przed wejściem czekał na nas nie kto inny jak Mike we własnej osobie.
-Co ty tu robisz? - Syknęłam widząc go.
-Przyszedłem z tobą porozmawiać. [T.I] ja naprawdę cię kocham. - Odparł, zupełnie ignorując obecność Nialla.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - Spytałam.
-Widziałem jak umawiasz się z tym kolesiem, a wiedziałem, że to restauracja jego starych. - Wzruszył ramionami.
-Dobra, wszystko jasne, a teraz wynoś się stąd. - Warknęłam.
-[T.I], nie słyszałaś jak mówiłem, że cię kocham? Nie odpuszczę tak łatwo. - Odparł, a ja nadal nie wierzyłam na w ani jedno jego słowo. Wtedy wpadłam na pewien pomysł.
-Jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść i być szczęśliwą. To jest Niall, mój nowy chłopak. - Powiedziałam przyciągając blondyna bliżej siebie i złączając nasze usta w namiętnym pocałunku. Chłopak był trochę zszokowany, jednak szybko oddał pocałunek. Uchyliłam jedną powiekę i dostrzegłam Mikea, który odwrócił się i odszedł, najpierw wzruszając ramionami i szepcząc pod nosem coś w stylu "Mam już 3 inne dupy w kolejce.". Właśnie pokazał jak mu na mnie zależało.Delikatnie odsunęłam się od Nialla.
-Jedźmy już, moja mama będzie się martwić. - Mruknęłam cicho.
-Masz rację. - Odparł, a na jego twarzy gościł wielki, promienny uśmiech.

~*~

W poniedziałek rano byłam wykończona. Przespałam tylko kilka godzin, ponieważ przez spotkanie z Niallem wszystkie lekcje odłożyłam na niedzielę. Również naukę na klasówkę z historii, z którą męczyłam się do 1 nad ranem.
Leniwie wykręciłam kod, otwierający moją szafkę i zajrzałam do środka w poszukiwaniu podręcznika do angielskiego.
Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie od tyłu.
-Co słychać u mojej nowej dziewczyny? - Usłyszałam wesoły głos Nialla.
-Jak mnie nazwałeś? - Drgnęłam niespokojnie.
-Moją dziewczyną. - Odparł z uśmiechem.
-Nie jestem twoją dziewczyną! Co ty sobie wyobrażasz? - Warknęłam, trochę głośniej niż bym chciała, wyrywając się z jego uścisku.
-Bo w sobotę, mnie pocałowałaś i powiedziałaś, że... - Mamrotał zdezorientowany.
-Wiem co mówiłam! Chciałam tylko, żeby Mike się ode mnie odczepił. Byliśmy tylko na jednej randce, nie pochlebiaj sobie. - Powiedziałam, chyba trochę zbyt ostro.
Niall otworzył już usta, żeby mi odpowiedzieć, ale zrezygnował, zamykając je. Wtedy dostrzegłam błysk w jego oczach. Ale nie taki jak poprzednio. To były łzy.
Blondyn wybiegł z holu, przepychając się między ludźmi. Widząc jego reakcje, zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem trochę nie przesadziłam.
"Nie, [T.I]. To facet. Wszyscy są tacy sami. Jeśli ty byś go nie zraniła, on zrobiłby ci to prędzej czy później." - Pomyślałam i udałam się na lekcje.
Przed klasą spotkałam Mikea obściskującego się z jakąś blondyną.
-A gdzie twój nowy chłoptaś? - Spytał z fałszywą słodyczą w głosie.
-A gdzie twoje pozostałe dwie dziwki? - Odparłam tym samym tonem, po czym minęłam go obojętnie wchodząc do klasy. Mimo wszystko miałam nadzieję, że zaraz zjawi się Niall. Jednak tego dnia nie widziałam go już ani razu.

W szkole zjawił się dopiero w środę. Jak zwykle usiadł na swoim ulubionym miejscu pod ścianą. Pani na biologii podzieliła nas na pary i każdemu przygotowała inne zadanie. Mnie przydzieliła do pary z Niallem.
-Hej. Czemu nie było się w poniedziałek i we wtorek? - Spytałam siadając w jego ławce.
Niall uparcie wpatrywał się w tablicę ignorując moją obecność.
-Ej, mówię do ciebie. - Szepnęłam, żeby pani nie zwróciła nam uwagi.
-Nie jestem głuchy. Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Syknął równie cicho. Jego głos ociekał jadem. Jeszcze nie widziałam takiego Nialla. Najgorsze było to, że wiedziałam, że zachowuje się tak przeze mnie. Nie mogłam tak tego zostawić.
-Powiem pani, że muszę wziąć z szafki notatki, a ty zaraz wyjdź do toalety. Spotkamy się na holu, musimy pogadać. - Oznajmiłam tonem, nie przyjmującym odmowy. Niall leniwie pokiwał głową. Zrobiłam tak jak powiedziałam i czekałam aż blondyn wyjdzie z klasy.
Chwilę później opuścił ją z naburmuszoną miną.
-O czym chciałaś pogadać? - Spytał, wzdychając ciężko.
-O tym co wydarzyło się w poniedziałek. - Powiedziałam, drapiąc się po karku.
-Musimy? - Niall wykrzywił twarz w bolesnym grymasie.
-Tak. To dla mnie ważne. Chciałabym cię przeprosić. - Odparłam poważnie.
-Szczerze to nie wiem co chciałabyś mi powiedzieć, ale mało mnie to interesuje. Żadne słowa nie wynagrodzą mi tego co zrobiłaś. Dałaś mi nadzieję, wykorzystałaś i upokorzyłaś na oczach całej szkoły. - Warknął gniewnie, ale jego oczy wypełniał smutek.
-Wiem i bardzo tego żałuję, nie wiem jak mogłabym cię jeszcze przeprosić. - Ciągnęłam z desperacją w głosie.
-Przepraszam już nie wystarczy. To twoje słowa. Wiem, że Mike jest niegodnym zaufania sukinsynem, ale chyba powinnaś dać mu jeszcze jedną szansę. Idealnie do siebie pasujecie. - Powiedział Niall patrząc mi w oczy. Jego słowa trafiły w mój czuły punkt. Zabolały jak cholera. Ale ja zraniłam Nialla bardziej, miał prawo być na mnie zły.
-Masz zupełną rację. - Powiedziałam cicho, gdy wreszcie to do mnie dotarło.
-Co? - Zdziwił się Niall.
-Masz rację, jestem okropna. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty. Odepchnęłam cię, bo nie chciałam, żebyś to ty zranił mnie pierwszy. Ale teraz wiem, że nigdy byś mi tego nie zrobił. Jestem kompletną idiotką. Już wiem co jest ze mną nie tak, że każdy mój chłopak zostawiał mnie dla innej. Źle ich wybieram. Skoro mogłam chodzić ponad pół roku z kimś takim jak Mike, a ciebie spławić i to w tak okrutny sposób już po pierwszej randce, która muszę przyznać była najlepszą w moim życiu, nie widzę innego wytłumaczenia. - Wzięłam głęboki wdech. - Naprawdę przepraszam Niall. Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie, ale nie będę mogła spokojnie spać, dopóki nie powiesz mi, że między nami jest w porządku. Mam nadzieję, że kiedyś przestanę być taką beznadziejną suką i znajdę takiego chłopaka jak ty. Bo rozumiem, że u ciebie nie mam już najmniejszych szans. Teraz czuję się okropnie, bo jesteś najwspanialszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek poznałam. Szkoda tylko, że byłam zbyt ślepa, żeby dostrzec to wcześniej. - Wyznałam, patrząc Niallowi w oczy. Stał przede mną zszokowany, nie wiedząc co ma powiedzieć.
Nie używając zbędnych słów, podszedł bliżej mnie, po czym ujął moją twarz w dłonie i złączył nasze wargi w słodkim pocałunku.
-Wcale nie myślę, tego co powiedziałem. Byłem zły. Dla mnie jesteś idealna. - Wyszeptał obejmując mnie ramionami.
-Wiem. - Odparłam krótko.
-Macie zamiar wrócić do klasy? - Spytała ostro pani od biologii, otwierając drzwi klasy.
-Nie. - Odparliśmy jednocześnie, nie odrywając się od siebie.
-W takim razie, zamiast na tym zimnym holu, posiedzicie sobie w cieplutkim gabinecie dyrektora. - Oznajmiła kobieta.
-Chętnie odwiedzę tatę w pracy. - Wycedził nagle Niall.
-Pan Dyrektor jest twoim tatą? W takim razie nie będziemy my zaprzątać głowy. Za pięć minut dzwonek. Nie musicie już wracać do klasy. - Powiedziała szybko nauczycielka wchodząc do sali.
-Myślałam, że twoi rodzice prowadzą restaurację. - Spojrzałam na Nialla pytająco.
-Bo prowadzą. - Zaśmiał się.
-Jesteś niemożliwy. - Rzuciłam po czym sama też zaczęłam się śmiać.
-Po prostu chciałem się tobą nacieszyć. Mimo wszystko stęskniłem się za tobą przez te dwa dni. - Nachylił się, po czym złożył na moich ustach słodki pocałunek.


LOLA

poniedziałek, 18 lutego 2013

# 64. Zayn I cz. 2

Jeszcze niedawno sądziłam, że marzenia się nie spełniają. Zabawne jak jedno wydarzenie może zupełnie zmienić mój światopogląd. Całe moje życie. Dotychczas uważałam je za nudne, bezbarwne wręcz godne pożałowania. Teraz czułam, że nabrało nowego sensu. Że wreszcie mam dla kogo żyć. Że wreszcie mogę być szczęśliwa.
Randka z Zaynem się udała. I następna. I jeszcze następna też. Wszystko układało się idealnie. Nigdy nie zapomnę sposobu w jaki Zayn po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha. Był nieśmiały i uroczy, a jednocześnie tak prawdziwy. Wybaczyłam mu już to, że kiedyś nie traktował mnie dobrze. Nie chciałam o tym pamiętać. Chciałam cieszyć się chwilą.
Po raz pierwszy w życiu miałam chłopaka. Po raz pierwszy w życiu byłam zakochana z wzajemnością.
Coś jednak było nie tak. Poza naszymi rodzicami nikt nie wiedział o naszym związku. Ja nie miałam się komu pochwalić, a Zayn... No właśnie. Czemu on nikomu nie powiedział? Czemu w szkole mnie unikał? Czy on nadal się mnie... wstydził?
-Co twoi koledzy na to, że się spotykamy? - Spytałam któregoś dnia.
-Ja... Jeszcze im nie powiedziałem. - Odparł zawstydzony.
-Dlaczego?
-Bo...
-Zayn, dlaczego?
-Chciałabyś pojechać ze mną na zakupy? - Spytał nagle.
-Okej, ale nie znaczy to, że nie wrócimy do tej rozmowy. - Dałam za wygraną.
Wsiedliśmy do samochodu Zayna i udaliśmy się do galerii. Po drodze nie zamieniliśmy ani słowa. Zabolało mnie to, że Zayn nadal nie przyznał się kolegom, że ze mną chodzi. Co było ze mną nie tak, że się mnie wstydził?
-Jesteśmy. - Powiedział, przerywając ciszę.
Bez słowa wysiadłam z wozu. Zatrzasnęłam drzwi i utrzymując dystans między nami, weszłam z Zaynem do galerii. Malik widząc jak się zachowuje, podszedł bliżej i ku mojemu zdziwieniu, złapał mnie za rękę.
-Przecież tu może być ktoś ze szkoły. Nie wstydzisz się? - Spytałam ironicznie, wytrącając jego dłoń.
-[T.I], ja wcale się ciebie nie wstydzę. - Kłamał mi w żywe oczy.
-To dlaczego nikomu jeszcze o nas nie powiedziałeś? - Patrzyłam mu w oczy niewzruszona.
-Bo ja... Chodź do tamtego sklepu. Kupimy ci jakieś fajne ciuchy. - Rzucił nagle, wskazując na jakiś butik.
-Znów zmieniasz temat. - Wymamrotałam pod nosem, podążając za chłopakiem.
Weszliśmy do sklepu i zaczęliśmy przebierać w ubraniach. Ja wybrałam dwie koszulki i spodnie, a Zayn co najmniej połowę sklepu. Weszłam do przymierzalni i założyłam pierwszą rzecz jaka wpadła mi w ręce.
-I jak wyglądam? - Spytałam wychodząc z przymierzalni.
-Jedyną zaletą tej bluzki jest to, że jej okropny wzór odwraca uwagę od tego jak źle leży. - Powiedział krytycznie.
-Przymierzałam spodnie. - Odparłam trochę urażona.
-Wiem, spodnie są świetne, bierzemy je. A teraz załóż jedną z koszulek jaką ci wybrałem.
Przymierzyłam jeszcze trochę ubrań. W każdym czułam się gorzej niż w poprzednim, ale Zayn ciągle upierał się, że wyglądam fenomenalnie. W końcu nie wytrzymałam i nie zważając na ludzi w sklepie krzyknęłam:
-Myślisz, że nie widzę co chcesz zrobić? Chcesz mnie mienić. Powinieneś mnie kochać taką jaką jestem. Albo jutro udowodnisz mi, że się mnie nie wstydzisz i w szkole powiesz kolegom, że jestem twoją dziewczyną, albo z nami koniec. -Po mojej twarzy spłynęły gorzkie łzy.
-Przepraszam. Obiecuję, że jutro im powiem. - Powiedział skruszony, po czym podszedł do mnie i objął mnie ramionami. Wtuliłam się w jego bluzę i powiedziałam:
-Ale te pierwsze spodnie i tak bierzemy. Strasznie mi się podobają.
Zayn zaśmiał się i ujął moją twarz w dłoniach, po czym kciukami otarł z niej łzy.
-Dobrze. - Powiedział całując mnie w czoło.

~*~

-Gotowy? - Spytałam.
-Chyba tak. - Odparł obejmując mnie ramieniem.
Nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze. Szłam przez szkolny korytarz, ubrana w moje najładniejsze ciuchy, z delikatnym makijażem i świeżo wyprostowanymi włosami, a Zayn szedł obok mnie nie szczędząc mi czułości. Kierowaliśmy się do stołówki, gdzie zawsze spotykał się z przyjaciółmi na lunchu, żeby obwieścić im, że jesteśmy razem. Już nie mogłam się doczekać.
-Hej Zayn! - Przywitali się .
-Hej. Jeremy, Zack, Taylor, chciałbym wam przedstawić...
-Przecież znamy tę kujonicę. - Odezwał się jeden.
-Po co tu z tobą przylazła? Może z nią chodzisz co? - Dorzucił drugi, po czym wszyscy troje zaczęli się śmiać. Myślałam, że Zayn będzie mnie bronił, ale on zamiast tego... zaczął śmiać się razem z nimi. Czułam jak moje serce pęka na małe kawałeczki.
-Chciałbym wam przedstawić największą frajerkę w szkole. - Dokończył Zayn. Wszyscy wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Zakręciło mi się w głowie, a w sercu poczułam jedną wielką pustkę. Zrzuciłam rękę Zayna z mojego ramienia i wybiegłam ze stołówki. Zapłakana zamknęłam się w jednej z kabin w toalecie i zadzwoniłam do mamy, żeby odebrała mnie ze szkoły. Powiedziałam tylko, że nie najlepiej się czuję i że potem jej wszytko opowiem. Rozłączyłam się i usiadłam na podłodze. Nie czułam nic z wyjątkiem bólu.
Opuściłam kilka kolejnych dni szkoły. Chciałam uniknąć tych wszystkich docinków i pogardliwych spojrzeń. A najbardziej chciała  unikać Zayna. To co zrobił bardzo mnie zabolało. Nie wiedziałam czy byłabym w stanie mu wybaczyć. Na pewno jeszcze nie teraz.
Dzwonił i pisał do mnie wiele razy. Przepraszał i obiecywał, że się poprawi. Ale ja mu nie wierzyłam. Chyba straciłam do niego zaufanie...
Jedyną osobą, której mogłam się wyżalić była moja mama. Byłam jej wdzięczna, że zrozumiała moją sytuację i pozwoliła mi zrobić sobie kilka dni przerwy od szkoły, ale w końcu i tak musiałam do niej wrócić, a tego chyba bałam się najbardziej.
Tego dnia postanowiłam się nie wyróżniać. Założyłam nowe jeansy (nie zamierzałam przestać w nich chodzić, tylko dlatego, ze to Zayn mi je wybrał, były zbyt drogie) i zwykłą bluzę z kapturem. Przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam na przystanek.
Z autobusu wysiadałam bardzo niechętnie. Nie miałam najmniejszej ochoty iść do szkoły. Rozważałam nawet wagary, ale uznałam, że aż tak zdesperowana nie jestem. Niepewnie weszłam do szkoły. Przeszłam jeden korytarz. Potem drugi. Nikt się na mnie nie patrzył. Wszyscy już zapomnieli. I bardzo dobrze.
Przez kilka pierwszych lekcji skutecznie udawało mi się unikać Zayna, bo byliśmy w różnych grupach językowych.
Jednak podczas piątej lekcji, na auli odbywał się apel. Poprowadzić go miał... przewodniczący szkoły. Nie uśmiechało mi się spędzić choćby minuty, a co dopiero godziny w tym samym pomieszczeniu co Zayn, ale niestety apel był obowiązkowy.
Cała szkoła zebrała się w ciasnej auli. Dyrektor poprosił o ciszę, a Zayn wyszedł na scenę. Chciało mi się płakać, lecz zacisnęłam pięści i siedziałam niewzruszona.
Przez pierwsze pół godziny podał nam co tygodniowe ogłoszenia, a następnie zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko szepty w stylu "Co się stało?" albo "Czemu nic nie mówi?".
-Skoro odhaczyłem już wszystkie te pierdoły, chciałbym przejść do czegoś co jest dla mnie naprawdę ważne. - Powiedział nagle. - Jest tu osoba, którą zraniłem choć w żadnym stopniu na to nie zasłużyła. Jest to najlepsza dziewczyna jaką kiedykolwiek poznałem. Żałuję tego, co zrobiłem. Zachowałem się jak idiota. Dlatego chciałbym cię  przeprosić, [T.I] - Dokończył, a mnie zupełnie zamurowało. Siedziałam nieruchomo na miejscu nie wiedząc co powinnam zrobić.
-[T.I], wiem, że tu jesteś. Widzę cię.  Mimo całego tego tłumu widzę cię wyraźnie. Rozpoznałbym cię wszędzie. Nie ma drugiej tak pięknej dziewczyny. - Oznajmił, a ja poczułam jak skręca mi się żołądek.
Wstałam z miejsca i pomaszerowałam w kierunku sceny. Nie zważając na otaczających nas zewsząd uczniów i nauczycieli pokonując dwa schodki weszłam na scenę i znalazłam się obok Zayna.
-Czyli już się mnie nie wstydzisz? - Spytałam patrząc mu w oczy.
-Chyba żartujesz. Jestem dumny, że mam taką wspaniałą dziewczynę.
-Ale ja nie powiedziała...
-Drodzy państwo, chciałbym wam przedstawić [T.I], moją dziewczynę. O ile nadal chce nią być. - Zwrócił się przez mikrofon do publiczności, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Oczywiście, że chcę. - Powiedziałam do mikrofonu, po czym zarzuciłam ramiona na szyję Zayna i wpiłam się w jego usta. Wtedy byliśmy tylko on i ja, jednak oklaski publiczności były zbyt głośne, by je zignorować.
Gdy się od siebie oderwaliśmy pierwsze co rzuciło mi się w oczy to rozgniewana mina dyrektora.
-Wy dwoje do mojego gabinetu! Oj, macie kłopoty! - Krzyknął wskazując na mnie i Zayna.
Jednak  wizja pobytu z nim w kozie mnie nie przeraziła. Nie miałam nic przeciwko temu, aby zamknięto nas samych na dwie godziny w klasie. Zayn chyba pomyślał o tym samym, bo do gabinetu dyrektora weszliśmy trzymając się za ręce i z promiennymi uśmiechami na twarzach.


LOLA

piątek, 15 lutego 2013

# 63. Louis. | cz. 2


"Musimy się spotkać."
"Mam Ci coś do powiedzenia."
"Proszę, odpisz."
"To nie może się tak skończyć."
"[T.I], nie ignoruj mnie. To ważne."
"[T.I], proszę Cię."
"Musimy porozmawiać."
"Proszę..."
Przeczytałam ostatnią z wielu wiadomości jaką wysłał mi Louis i czując łzy napływające mi do oczu, ścisnęłam telefon w dłoni po czym rzuciłam nim z całej siły w ścianę, żałując, że nie rozsypał się na drobne kawałeczki. Nawet, gdy byliśmy parą nie pisał do mnie tak często. Od ponad miesiąca nie widziałam jego imienia w polu z nadawcą wiadomości.
Czyżbym nagle znów zaczęłam go obchodzić? Jeśli tak, to czemu? Dlaczego on mi to robił? Czemu sprawiał, że to wszystko było jeszcze trudniejsze?
Ocierając łzy podniosłam telefon z ziemi.
"Nie pisz do mnie. Najlepiej usuń mój numer."
Odpisałam, mając nadzieję, że da mi spokój.
"I tak znam go na pamięć. Proszę Cię, [T.I], gdyby to nie było ważne nie prosiłbym Cię o spotkanie. Musimy porozmawiać."
Tym razem zabrzmiało to poważnie. Dla świętego spokoju zgodziłam się spotkać z Louisem. Miałam tylko nadzieję, że nie będę tego żałować.
~*~
-Cześć, [T.I] miło cię widzieć! - Na mój widok twarz Louisa rozpromieniła się. Biorąc pod uwagę ostatni miesiąc naszego związku, rzec można, że nie było to do niego podobne. Podszedł do mnie, próbując objąć ramieniem. Odepchnęłam go, zwiększajac dystans między nami.
-Louis, przejdź do rzeczy. Chcę to już mieć za sobą. Po co mnie tu ściągnąłeś? - Spytałam zniecierpliwiona.
-Jest coś o czym musimy porozmawiać... - Odparł poważnie, patrząc mi w oczy.
-Nie mogłeś zadzwonić? - Wycedziłam unosząc jedną brew.
-Nie jest to temat na telefon. A poza tym i tak byś nie odebrała. - Odparł przeczesując włosy palcami.
Pokiwałam głową, przyznając mu rację. Nie miałam najmniejszej ochoty ucinać sobie z nim pogawędek przez telefon.
-W takim razie o czym chciałeś porozmawiać? - Spytałam obojętnie.
-Czy to co napisałaś w liście to prawda? - Zciszył głos, a jego oczy przepełnione były... bólem?
-Co dokładnie masz na myśli? - Odwróciłam wzrok, przegryzając wargę. Naprawdę chciał poruszać ten temat? Ja niespecjalnie.
-Nic już do mnie nie czujesz? - Wychrypiał łamiacym się głosem. Wydawało mi się, że był bliski płaczu. Nie miałam jednak tyle odwagi, by spojrzeć na niego i się upewnić.
-Szczerze? Nie... - Zaczęłam, a łzy mimowolnie zaczęły napływać mi do oczu, rozmazując obraz parku, w którym się spotkaliśmy. - Pisząc to chciałam przekonać raczej siebie niż ciebie. I na pewno nie byłabym w stanie powiedzieć ci wprost, że moje uczucia do ciebie wygasły, bo sam dobrze wiesz, że nie umiem kłamać. Zwłaszcza prosto w oczy. - Dodałam powstrzymując szloch.
Louis próbował pocieszyć mnie, kładąc dłoń na moich plecach. Ja jednak poruszyłam się niespokojnie, strącając ją.
-Po co mnie tu ściągnąłeś? - Warknęłam, czując jak wzbiera we mnie złość. - Chciałeś mnie upokorzyć, tak? Więc gratuluję, udało ci się. Rozumiem, że mogę już iść.
-Nie, [T.I], nie o to mi chodziło. - Odparł szybko łapiąc mnie za rękę.
-Mógłbyś mnie nie dotykać? - Warknęłam wyrywajac mu ją.
-Przepraszam, już nie będę. - Powiedział podnosząc ręce w geście kapitulacji.
-Nadal nie wiem po co chciałeś się spotkać. - Rzuciłam, starajac się uniknąć jego wzroku.
-Chciałem cię przeprosić.
-Przeprosić? Chyba sobie żartujesz. - Zmusiłam się, by na niego spojrzeć, ale spojrzenie to wyrażało jedynie podziw dla jego bezczelności i pogardę.
-Przez ostatni miesiąc zachowywałem się jak dupek i cholernie tego żałuję. Ja też nadal coś do ciebie czuję. Nie, nie coś. Jestem pewny, że to miłość. I dlatego, że cię kocham i uważam, że nie zasłużyłaś na tak oschłe traktowanie z mojej strony, chciałbym cię przeprosić. Nie wiem co miałbym jeszcze powiedzieć. - Odparł, a jego głos wręcz ociekał desperacją.
-Może na przykład dlaczego się tak zachowywałeś? - Rzuciłam, nie wierząc w ani jedno jego słowo.
-Nie wiem czy powinienem o tym mówić... - Wymruczał odwracając wzrok.
-Przyszliśmy tu, by porozmawiać, więc mów do cholery! - Warknęłam zniecierpliwiona.
-Wiem, że od śmierci twojej mamy masz bardzo dobry kontakt z ojcem i nie chcę, żeby zmieniło się to przeze mnie. - Powiedział cicho, zupełnie ignorując mój wybuch złości.
-Ale co z tym wszystkim wspólnego ma mój ojciec? - Spytałam zaintrygowana, biorąc głęboki wdech, by się uspokoić.
-Rozmawiałem z nim ostatnio i on powiedział... - Urwał w pół zdania.
-Wyduś to z siebie. - Ponagliłam Louisa.
-Powiedział, że najlepiej byłoby, gdybym zniknął z twojego życia. - Dokonczył, a jego oczy zaczkliły się łzami.
-Co? Jak to?... - Zakryłam usta dłonią, mając nadzieję, że sie przesłyszałam.
-Chciałem uszanować jego zdanie. Myślałem o tym, żeby z tobą zerwać, ale wtedy przypominałem sobie te wszystkie chwile, kiedy patrząc mi w oczy mówiłaś, że mnie kochasz, a ja byłem cholernie pewny, że jesteś w tym zupełnie szczera. Wydawało mi sie wtedy, że złamałoby ci to serce. Dlatego pomyślałem, że jeśli będę kompletnym dupkiem, to może przestaniesz dażyć mnie takimi uczuciami i będzie to dla ciebie łatwiejsze. Ale nie potrafiłem być dupkiem, więc starałem się od ciebie oddalić...
-I to bolało jeszcze bardziej. - Przerwałam mu, po czym zauważyłam, że kolejne słone łzy, spływają stróżkami po moich policzkach.
-Wiem. I szybko zacząłem tego żałować. Kiedy odeszłaś nie mogłem dojść do siebie. Myślałem tylko o tym jak beznadziejnym idiotą jestem, ze ci na to pozwoliłem. A potem znalazłem list. Czytając go czułem jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. - Wykrztusił ostatnie słowa, po czym na wspomnienie danej chwili, jego twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie. Myślał, że nie widziałam jak próbuje powstrzymać łzy.
-Żałujesz tego? - Spytałam patrząc mu w oczy.
-Jak niczego innego w życiu. - Odparł szczerze, odwzajemniając spojrzenia.
-Przytulisz mnie teraz? - Zaproponowałam uśmiechając się przez łzy.
-A mogę już cię dotknąć? - Zaśmiał się, obejmując mnie ramionami.
-Chcę wiedzieć jeszcze tylko jedno. - Powiedziałam cicho, nie rozluźniajac uścisku.
-Tak? - Spytał patrząc na mnie czułym wzrokiem.
-Czemu rozmawiałeś z moim tatą?
-Prosiłem go o twoją rękę, ale się nie zgodził. - Najpierw myślałam, że żartuje, ale jego poważna mina świadczyła o czym innym.
-Nie wiem co powinnam powiedzieć... Ale pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że o takie rzeczy powinieneś pytać mnie, a nie mojego tatę. - Wycedziłam.
-W takim razie... - Szepnął, sięgając do kieszeni płaszcza. - [T.I], czy zechciałabyś zostać moją żoną, czyniąc mnie tym samym najszczęśliwszą osobą na świecie? - Spytał ukazując mi przepiękny pierścionek w czerwonym pudełeczku.
-Oczywiście, że tak. - Odparłam czule go całując, w czasie, gdy wsuwał mi na palec symbol wiecznej miłości wypalony w złocie.
-Jak rozwiążemy problem z moim ojcem? - Spytałam zmartwiona wtulając się w płaszcz Louisa.
-Nie psuj tej chwili, potem o tym pomyślimy. - Szepnął, przyciągając mnie bliżej siebie.
-Przepraszam. Kocham cię. - Powiedziałam cicho, obserwując wirujące na wietrze, spadające płatki śniegu.
-Bałem się, że już nigdy tego nie usłyszę...

LOLA

wtorek, 12 lutego 2013

# 62. Harry.| cz. 2

Dryyyyyyyyyyyyń, Dryyyyyyyyyyyyń.
Otworzyłam oczy. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Drażniący dźwięk wydobywał się jakoś dziwnie ze mnie. Co się dzieje ? Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to dzwoni telefon, który mam w bluzie.
- Halo ? – powiedziałam.
- Harry, gdzie ty jesteś do cholery ? – usłyszałam jakiś znajomy głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo należał.
- Słucham ? – powiedziałam.
- Harry ? To ty ? – zapytał mężczyzna.
Rozłączyłam się. Nie byłam żadnym Harrym to jakaś pomyłka. Nagle wszystko do mnie dotarło. To nie był mój telefon, tylko Harrego. I był on w jego bluzie, a ja ją miałam na sobie. A my byliśmy w parku i Yyyyy chyba sapaliśmy na stole. A ten koleś co dzwonił to był Billy, brat Harrego.
Dryyyyyyyń.
Telefon znów zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz to był znów Billiy.
- Harry.- powiedziałam do jeszcze śpiącego chłopaka. A, kiedy widziała, że wcale się nie przebudza potrząsnęłam jego ramieniem.
Harry gwałtownie otworzył oczy, ale zaraz je zmrużył.
- Billy dzwoni.- powiedziałam podając mu telefon.
Chłopak podniósł się na łokcie i odebrał telefon.
- Tak.- powiedział zaspanym głosem.
- Kurwa gdzie ty jesteś ? – słyszałam stłumiony głos Billego.- I dlaczego jakaś laska odbiera twój telefon. ?
- Co ? – spytał Harry i chyba powoli zaczynał rozumieć co się działo.
- Harry nie było cię na imprezie, ale jesteś nawalony. Gdzie byłeś wczoraj i gdzie kurwa jesteś teraz ? – Billy był chyba zdenerwowany.
- Uspokój się. Wszystko ok. Nie mogę teraz gadać.- powiedział Harry.
- Dobra, pogadamy potem. Wiesz, gdzie mieszka Sam, nie ? – spytał Billy.
- Tak.
- Dobra to bądź tam za pół godziny.- powiedział Billy i się rozłączył.
Harry włożył telefon do spodni i wstał z stolika. Poszłam w jego ślady.
- Ty wiesz gdzie mieszka ten Sam, bo ja tak średnio. – spytał Harry, przeciągając się.
- Tak. – powiedziałam ziewając.
Wbij do Sama jest sprawa.– zobaczyłam nową wiadomość od Victora.
- Ok to idziemy. To niedaleko. – powiedziałam.
- Dobra.- powiedział Harry i nagle załapał mnie za rękę delikatnie splatając nasze palce.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nasze ręce, a potem na Harrego. Otworzyłam usta, żeby cos powiedzieć ale zamknęłam je. Nie wiedziałam w sumie co. A tak naprawdę nie miałam nic przeciwko temu co zrobił. Więc ostatecznie pokręciłam tylko głową lekko rozbawiona.

- To tu - powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Sama.
Już miałam otworzyć drzwi (raczej nikt w tych okolicach nie miał w zwyczaju pukania), kiedy coś sobie uświadomiłam.
- Harry wiesz oddam ci bluzę. I wiesz no ten…. Oni lubią się zgrywać. Lepiej nie trzymajmy się przy nich za ręce. – powiedziałam nie mając pojęcia jak przekazać mu to co miałam na myśli. Tak, żeby go nie urazić, bo jakoś tak nie wiem.. zaczynałam go lubić.
- Aaaa Ok.- powiedział Harry łapiąc aluzje. I całe szczęście nie wyglądał jakby to go zraniło.
Harry pomógł mi zdjąć bluzę i niechlujnie założył ją na siebie. Po czym weszliśmy do mieszkania Sama. W środku wszyscy już byli.
- No nareszcie, gdzie się szlajałeś ? – spytał Billy, kiedy zobaczył Harrego.
Harry tylko przewrócił oczami i usiadł koło brata na kanapie. Ja ruszyłam w stronę kuchni, bo właśnie uświadomiłam sobie, jak dawno miałam coś w ustach. Oczywiście oprócz ust Harrego. – pomyślałam i zraz zganiłam się za tą myśl. Zachowywałam się jak te wszystkie głupie nastolatki. Musze wziąć się w garść.
- Ej zaraz to TI była ta laską co twój telefon dziś odebrała. To z nią byłeś ? – pytał Billy.
- Co ? Co ty pieprzysz ?- pytał zdziwiony Harry.
Dobry był. Szybko zareagował i widać było po nim tylko zaskoczenie. Potrafił ściemniać.
- Oj uważaj Victor, bo młody się do twojej dziewczyny przystawia, a takiemu uroczemu loczusiowi to się nikt nie oprze. Bo w końcu ten urok to ma po mnie.- powiedział Billy, ale tak tylko na żarty i raczej uwierzył, że te wspólne wejście tu i ta dziewczyna odbierająca telefon Harrego to tylko zbieg okoliczności.
- Wal się. – powiedziałam do śmiejących się chłopaków pokazując im środkowy palec.
- Uuuuuuu. Nie grzeczna ta twoja dziewuszka Victor. Od kiedy taka jesteś nerwowa TI, co okres ci się zaczął ? – igrał ze mnie Sam.
- Nie jestem niczyją dziewuszką. Odpierdolcie się ode mnie. – powiedziałam i złapałam za klamkę drzwi do kuchni.
- Mówiłem, że jest sprawa.- powiedział Victor łapiąc mnie za łokieć. W sumie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że tu był. Dziwne, że nie zareagował na docinki chłopaków.
Wyrwałam rękę i zirytowana powiedziałam – Toć wiem. Dlatego tu jestem.
-To usiądź i posłuchaj. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Nienawidziłam jak tak do mnie mówił. Mógł być sobie tym kurwa szefem, tego całego gówna. Mógł być sobie nawet Bradem Pittem i Obamą w jednym. Ale nie będzie mi rozkazywał.
- Dobrze. Idę kurwa wziąć sobie coś do jedzenia.
- To może poczekać.- powiedział władczym tonem.
Przewróciłam oczami i znów chciałam otworzyć sobie drzwi, ale usłyszałam Victora.
- TI. Siadaj!- powiedział Victor, a słowo „siadaj” wypowiedział przez zaciśnięte żeby.
Przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy. Victor był wściekły. Żyła na jego czole nerwowo drżała i zaczynał się robić czerwony na twarzy. Co wkurwia cię, że już nie jestem już twoim pieskiem, którego mogłeś sobie podporządkować i wydawać mu polecenia. – pomyślałam.
- Dobrze. – powiedziałam zła, nie chcąc nadużywać cierpliwości Victora. Nie chciałam scen przy Harrym.
Nikt nie zauważył naszej krótkiej „wymiany zdań”, oprócz Teda i Harrego. Ted był nowy i jak każdy nowy przerażająco bał się Victora i był nim strasznie zafascynowany. Teraz patrzył na niego z podziwem. Harry za to przyglądał się mnie. Nie za bardzo mogłam wyczytać z jego twarzy co myśli, ale wolałabym, żeby nie widział tego co się przed chwilą wydarzyło. Natomiast cała reszta była całkowicie zatracona w rozmowach i wygłupach.
- Zamknąć się. – powiedział Victro i cała reszta od razu zamilkła. – Nie będę się z tym wszytki, pieprzył od razu powiem o co chodzi. Wczoraj ktoś napadł na Petra i zabrał mu kasę, która miał dostarczyć Marshallowi. Kiedy Peter próbował złapać chuja, który na niego napadł złapały go gliny……
Nie słuchałam wywodów Victora o nowym problemie. Nie obchodziło mnie to już. Wczorajszy dzień pomógł mi ostatecznie podjąć decyzje o zakończeniu tego wszystkiego. Nie chciało mi się w to już dalej bawić. Nie było warto. Z Victorem też musiałam już skończyć. I miałam w dupie jego reakcje. Nie chce mi się już dłużej wykonywać jego poleceń.
W sumie to nie tak, że Victor jest nie wiadomo jakim potworem. Zawszy był dla mnie jak starszy brat i nie pozwolił nikomu zrobić mi krzywdy. Tylko to wszytko było trochę jak wojsko. Generał musi wydawać polecenia i pilnować, żeby żołnierze je wykonywali. Inaczej to wszystko nie dało by rade funkcjonować. Tylko, że wojsko było do obrony i pomaganiu ludziom. A to co się działo tu nie prowadziło do niczego dobrego…
~*~
- Heeej. Zaczekaj – krzyknął znajomy głos.
Uśmiechnęłam się do siebie i się odwróciłam.. Wyszłam zaraz, kiedy Victor skończył mówić. Przeszłam, może 200 metrów, kiedy Harry zaczął mnie wołać. Chłopak podbiegł do mnie troszkę dysząc.
- Co tam ? – pytam z uśmiechem. – Wiesz, że będą ci docinać, że wyszedłeś zaraz za mną ?
-Zaraz do nich wracam. Wyszedłem na chwilę – powiedział trochę smutny.
- To co im powiedziałeś ? Oni pozwalają wyjść na chwilę tylko na papierosa.- mówiłam robiąc krok w przód.
- Rozważałem to. No, ale doszedłem do wniosku, że nikt by mi nie uwierzył w to, że jaram. Więc tak naprawdę rozmawiam teraz z moją nadopiekuńczą mama, która, dzwoniła miliony razy i musiałem ją uspokoić, że wciąż jestem żywy. – powiedział, również zmniejszając odległość pomiędzy nami.
-Oj Harry nie ładnie, tak kłamać. Jeszcze w to wciągasz mamę. – droczyłam się z nim, przybliżając się jeszcze kawałek.
- Tak daleko od prawdy nie odbiegam. Mama na pewno dzwoniła już setki razy ale mam wyłączony telefon.- powiedział, przysuwając się tak, że prawię stykaliśmy się nosami. – Zresztą, robiłem to w słusznej sprawię.- wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Tak ? A w jakiej ? – spytałam uśmiechając się.
- Zapomniałem się pożegnać. A to bardzo nie ładnie. A ja przecież jestem takim dobrym chłopcem. – powiedział delikatnie głaszcząc palcami mój policzek.
- W takim razie pozwalam ci się zrekompensować. – powiedziałam, uśmiechając się łobuzersko.
Harry powoli złożył słodki pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam go już trochę bardziej pewnie. Zarzuciłam mu ręce na szyje przyciskając go jeszcze bliżej siebie. Nagle Harry odsunął się ode mnie, ale nadal trzymał mnie w ramionach.
- Musze już wracać.- powiedział Harry.- Ale się niedługo spotkamy.- dodał, kiedy zobaczył w moich oczach rozczarowanie.
- Dobra. – powiedziałam i niechętnie odsunęłam się od Harrego.
- To na razie- powiedział Harry i zaczął iść w stronę budynku.
Ja stałam i patrzyłam jak odchodzi. Co ten chłopak ze mną zrobił ? – pomyślałam. Przez niego zaczynałam się robić naiwną zakochaną nastolatką. Nie mam czasu na takie głupoty. Znałam gościa nie całe dwa dni. Ale i tak nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę go drugi raz. Kiedy spojrzę w jego oczy, kiedy dotknę tych włosów, kiedy znów go pocałuje…. Muszę się trochę otrząsnąć.- pomyślałam . Już zaczęłam się odwracać, kiedy zobaczyłam jakiś cień w oknach Sama. Szybko spojrzałam jeszcze raz , ale tym razem nic już nie widziałam. Obróciłam się na pięcie już nie patrząc w stronę okna i ruszyłam do mojego domu.
To było dziwne. A najdziwniejsze było to, że ta postać do złudzenia przypominała mi Victora.

~*~
Oglądałam właśnie jakiś program w telewizji, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
Wbijaj dziś wieczorem na imprezę. Nie będziemy długo. Szybko się zerwiemy, a potem gdzieś cię zabiorę. Harry xoxox.
Nie zamierzałam nigdzie iść, ale skoro mam okazje zobaczyć się z Harrym to pójdę. Odkąd poznałam Harrego minął już tydzień. I mimo, że nie mieliśmy okazji spędzić ze sobą czasu, sam na sam zakochiwałam się w tym chłopaku coraz bardziej. Tylko był jeden bardzo, irytujący problem. Billy. Nie zostawiał Harrego na krok. A my nic nadal nikomu o nas nie powiedzieliśmy. Ale to nie miała za dużego znaczenia i tak jakoś zawsze udawało nam się wyrwać. Chociaż na chwile.
Wyszykowałam się i pojechałam do klubu. Mimo, że była dopiero 22, połowa towarzystwa była już pijana. Szybko znalazłam Harrego. Stał bardziej z boku. Wyglądał nieziemsko. Zresztą tak jak zawsze. Uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył.
-Hej.- powiedziałam tylko, wiedząc, że nie jesteśmy sami.
- Siema. – powiedział Harry.- Wyglądasz ślicznie.- powiedział tak, że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć.
Uśmiechnęłam się. A ty ostro seksownie.- pomyślałam.
- Czekamy tylko jak Billy jeszcze trochę wypiję, a potem bierzemy kluczki do auta i jedziemy. – powiedział Harry.
Właśnie w tym momencie zobaczyłam jak Billy wygłupia się z chłopakami ledwo trzymając się na nogach.
- Jak na moje oko nie ma już na co czekać. Wszyscy praktycznie są już najebani. – powiedziałam.
Harry podążył za moim wzrokiem.- Masz racje, zaraz wracam. – powiedział i ruszył w tłum.
Harry wrócił niedługo i pokazał mi dumnie kluczyki od nowego wozu Billego.
- No barwo. To, gdzie jedziemy ? – spytałam zaciekawiona.
- Zobaczysz. – powiedział Harry, kierując się w stronę wyjścia.
- No powiedz ? – prosiłam, kiedy wyszliśmy już z klubu.
- To niespodzianka.- powiedział Harry i otworzył kluczykami samochód Billego.
- Nie lubię niespodzianek. – powiedziałam.
- Ta ci się spodoba. – powiedział Harry ,podszedł do mnie i niespodziewanie zaczął mnie całować.
Od razu oddałam pocałunek. Harry przycisnął mnie do drzwi samochodu, coraz bardziej pogłębiając pocałunek.
Nagle ktoś odciągnął Harrego, a ten zatoczył się do tyłu. Zobaczyłam wściekłego Victora.
- Jesteś dziwką. – krzyknął patrząc na mnie.
- Nie mów tak do niej – powiedział Harry.
- A ty się zamknij gówniarzu, jeszcze z tobą nie skończyłem. – krzyknął Victor i uderzył Harrego z pięści prosto w szczękę.
KAHN

niedziela, 10 lutego 2013

# 61. Liam.

"Sobota, 23 lutego 2013 roku. Pamiętam jakby to było wczoraj. Wraz z Niallem, Zaynem, Louisem i Harrym staliśmy za kulisami, niecierpliwie oczekując momentu wejścia na scenę. Towarzyszyło nam nie małe zdenerwowanie. Mimo, że już od trzech lat publiczne wystąpienia były dla nas codziennością i traktowaliśmy je raczej jak zabawę, tym razem było inaczej. Był to koncert otwierający Take Me Home Tour. Chcieliśmy wypaść jak najlepiej. Nie chcieliśmy zawieść krytyków, rodzin, a co najważniejsze fanów. Pragnęliśmy, by zapamiętali tę noc do końca życia. Obawialiśmy się, że coś mogłoby pójść nie tak. Jednak nie mieliśmy ku temu żadnych podstaw, gdyż ciężko pracowaliśmy na próbach, a wszystko dopięte było na ostatni guzik.
Dostaliśmy właśnie sygnał, że już czas i poklepując się przyjacielsko po plecach, wzięliśmy głębokie wdechy i wybiegliśmy na scenę. Muzyka grana przez naszą niewiarygodnie uzdolnioną kapelę rozlała się po pomieszczeniu wywołując u fanów burzę oklasków i okrzyków.
Widok szczęśliwych fanów i transparentów z hasłami typu "Kocham Cię, Liam!" zawsze wywoływały u mnie uśmiech. Tym razem również.
Pierwszą wykonaną przez nas piosenką było Live While We're Young. Byłem mile zaskoczony, że fani znali cały tekst. Lubiłem, gdy śpiewali z nami. Czułem wtedy, że nasza muzyka nie tylko do nich trafia, ale potrafią się nią też bawić.
Następnym utworem było Over Again. Tak jak podczas śpiewania każdej ballady, wraz z chłopakami porzuciliśmy zsynchronizowane bieganie po scenie na rzecz, może nie do końca wygodnych, ale służących za jedyne siedzenie głośników. Śpiewając swoją solówkę rozglądałem się w tłumie fanek wyłapując ich spojrzenia. Chciałem, aby każda czuła, że śpiewam tę piosenkę z myślą o niej i jest wyjątkowa. Swoje spojrzenie zatrzymałem na jednej z dziewczyn. Sam nie wiem czemu, ale przykuła moją uwagę. Stała w jednym z rzędów najbliżej sceny. Przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, gdy ona nagle odwróciła wzrok. Gdy zorientowałem się, że patrzy teraz na Nialla, poczułem ukłucie zazdrości. Dopiero po chwili wróciłem na ziemię przypominając sobie, że blondyn śpiewa teraz swoją solówkę. To na pewno dlatego dziewczyna patrzyła właśnie na niego. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Wzrokiem odnalazłem brunetkę w tłumie i całą piosenkę usilnie wpatrywałem się w nią z nadzieją, że odwzajemni spojrzenie. Jednak ona tego nie zrobiła.
Potem trochę się pokomplikowało. Następne piosenki były raczej szybsze i biegając po scenie między chłopakami coraz trudniej było mi nie tracić jej z zasięgu wzroku.
Po Loved You First udaliśmy się za kulisy, gdzie zmieniliśmy ubrania, a stylistki miały chwilę, by poprawić nasz fryzury.
-Wiesz, zauważyłem taką jedną fankę... - Zacząłem, zwracając się do Nialla, gdy zapinałem ostatni guzik koszuli.
-Nie mów, że spodobała ci się fanka. - Zdziwił się blondyn.
-Nie, to nie tak. - Wymigiwałem się.
-Jasne, jasne. Jak będzie chciała autograf to zapytaj, czy podpisać dla pani Payne. To zawsze działa. - Rzucił Niall puszczając do mnie oko.
-Jesteś niemożliwy. - Zaśmiałem się.
Reszta chłopaków ponagliła nas, krzycząc, żebyśmy skończyli już te pogaduszki. Ponownie wybiegliśmy na scenę jednak tym razem w rytmie Little Things, po czym zajęliśmy nasze ulubione miejsca na głośnikach. Pomyślałem, że to moja kolejna szansa. Rozglądałem się w tłumie, starając się odnaleźć dziewczynę. W końcu natrafiłem na nią, a nasze spojrzenia znów się skrzyżowały. Tym razem na jeszcze krótszą chwilę niż poprzednio, lecz ważne było i to.
Przez kolejne 3 piosenki nie zwróciła na mnie uwagi ani razu. Ledwo, ale jakoś to zniosłem. Lecz, podczas gdy rozbrzmiewały pierwsze nuty Last First Kiss, dziewczyna odwróciła się i zaczęła iść w kierunku... wyjścia. Tego było już za wiele. Zamiast zaśpiewać tekst swojej solówki podniosłem mikrofon do ust i powiedziałem:
-Przepraszam was chłopaki, że w tym momencie najprawdopodobniej psuje jeden z naszych najważniejszych koncertów, ale nie chcę kiedyś pomyśleć co by było gdyby, a tym bardziej żałować, że nie zrobiłem tego co zamierzam zrobić teraz. Kontynuujcie beze mnie. - Niall, Zayn, Louis i Harry patrzyli na mnie zszokowani, nie rozumiejąc co się dzieje. Ja natomiast rzuciłem mikrofon na scenę, po czym podchodząc do jej krawędzi, wziąłem głęboki wdech i... skoczyłem w dół.
Nie było tak źle jak się spodziewałem. Udało mi się nawet upaść na dwie nogi. Zachwiałem się niestabilnie, ale dwie dziewczyny z pierwszego rzędu, podtrzymały mnie za ramiona. Wymamrotałem podziękowania, po czym rzuciłem się pędem w stronę, w którą udała się dziewczyna. Rozpychałem się w tłumie rzucając przeprosinami na lewo i prawo, ale miałem wrażenie, że fanki wcale nie mają mi za złe tego, że na nie wpadam. Zatrzymałem się na chwilę, by odszukać dziewczynę wzrokiem. Zmęczony biegiem założyłem ręce za głowę i dopiero wtedy zauważyłem, że chłopaki nadal śpiewają. Byłem z nich dumny. W końcu dostrzegłem brunetkę, stała już niedaleko wyjścia. Najwidoczniej moje przedstawienie nie wywarło na niej dużego wrażenia. Mimo, że nie czułem już nóg, podbiegłem do niej te ostatnie kilka metrów.
-Poczekaj. - Poprosiłem łapiąc ją za ramię i odwracając twarzą do siebie.
-Ej, puszczaj mnie, bo... O mój Boże. - Była widocznie zdziwiona widząc mnie przed sobą.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - Spytałem prosto z mostu.
Dziewczyna niepewnie pokiwała głową.
-Jak masz na imię? - Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Walczyłem o to przez  8 piosenek i przyznać musiałem, że miała najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem.
-[T.I]. - Odparła krótko.
-Czy nie sądzisz, że [T.I] Payne brzmi lepiej? - Wycedziłem posyłając jej zalotny uśmiech. Może to nie było do końca to co poradził mi Niall, ale miałem nadzieję, że okaże się równie skuteczne. Nie zniósł bym myśli, że mógłbym jej już nigdy nie zobaczyć."

-Wtedy myślałam, że to tylko głupi tekst na podryw.  - Przerwała mi nagle [T.I] wchodząc do salonu. - A tu proszę. - Dodała, obracając złotą obrączkę na swoim palcu.
-Ej, nie przerywaj mi, to jeszcze nie koniec. - Uśmiechnąłem się czule do swojej żony.
-Dobra, dobra, mów dalej. Też chętnie posłucham. - Powiedziała siadając obok mnie na kanapie.

"[T.I] patrzyła na mnie lekko zszokowana. Możliwe, że trochę ją przestraszyłem. Szybko jednak wróciła do siebie i niespodziewanie przybliżyła się do mnie, składając słodki pocałunek na moich wargach.
-Dużo lepiej. - Odparła spoglądając w moje oczy w sposób, za który mógłbym zabić"

-I tak właśnie, dzieci, poznałem waszą matkę. Zawsze chciałem to powiedzieć. - Uśmiechnąłem się promiennie do moich dwóch pociesz siedzących na przeciwko mnie na fotelach.
-A potem był ślub? - Spytała Emily.
-Nie, to dwa lata później. - Odparła [T.I].
-I co się na nim działo? - Ciekawsko dopytywał Dominic.
-To długa historia, opowiem wam innym razem. A teraz do łóżek. Patrzcie tylko która godzina. - Powiedziałem spoglądając na zegarek wskazujący 23:42.
-Dobranoc. - Pożegnały się dzieci ziewając po drodze do swoich pokoi.
-Nigdy nie znudzi mi się ta historia. - Powiedziała [T.I] wtulając się w moją koszulę.
-Mi też. Ale nawet po tych 14 latach nadal nie wiem czemu odwracałaś wtedy wzrok. - Odparłem obejmując ją ramieniem.
-Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i bałam się, że jak spojrzę jeszcze raz, to pokocham cię aż za mocno.
-Czyli tak jak ja ciebie?
-Czyli tak jak kochamy się teraz. - Powiedziała miękko, po czym złączyła nasze wargi w czułym pocałunku.


LOLA

czwartek, 7 lutego 2013

# 60. Zayn I cz. 1

Kolejny dzień mojego beznadziejnego życia czas zacząć. Spakowałam do torby pierwsze książki jakie wpadły mi w ręce nie zastanawiając się czy faktycznie mam dziś w planie przedmioty, do których były potrzebne. Moje myśli zaprzątało co innego. Zastanawiałam się w jaki sposób tym razem te szkolne gwiazdki uprzykrzą mi życie. W szkole nigdy nie byłam zbyt lubiana, ale odkąd zaczęłam uczyć się w liceum, z roku na rok było coraz gorzej. Wyzwiska stały się jeszcze bardziej bolesne, a prześladowcy okrutniejsi. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że w sumie nawet nie wiedziałam dlaczego wszyscy się nade mną znęcali. Bo nie miałam drogich, modnych ubrań? Bo mam dobre oceny? Czy są to wystarczające powody, by kogoś znienawidzić? Moim zdaniem nie.
Do szkoły jak co dzień dojechałam autobusem. Po drodze zaczęłam żałować, że nie spakowałam się dokładniej. Okazało się, że zapomniałam zeszytu do chemii. To już trzeci raz w tym półroczu, więc jedynka w dzienniku była rzeczą nieuchronną. Mnie jednak bardziej martwiło to jak zareaguje moja klasa.  Już słyszałam wszystkie te docinki typu "Potniesz się?" albo "I co teraz kujonko, dostaniesz szlaban? A sorry i tak nie masz przyjaciół, z którymi mogłabyś wyjść!". Na samą myśl chciało mi się płakać, ale wtedy byłoby tylko gorzej.
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do szkoły. Kierowałam się do klasy matematycznej na drugim piętrze i wtedy go zobaczyłam. Stał razem z innymi popularnymi dzieciakami, opierając się o szafkę. On oczywiście mnie nie zauważył. W końcu był przewodniczącym i najprawdopodobniej najbardziej popularnym i przystojnym chłopakiem w całej szkole. Dlaczego miałby zwracać uwagę na taką frajerkę jak ja? Dlaczego ktokolwiek jego pokroju miałby zwracać na mnie uwagę, a co dopiero sam Zayn Malik.
Wróciłam na ziemię i pomaszerowałam dalej do klasy. Zayn pożegnał się z kolegami i zaczął iść w moim kierunku. Serce zaczęło mi szybciej bić, a rozbiegane spojrzenie utkwiłam w jego pięknych, brązowych oczach. Mimo, że był jednym z moich najokrutniejszych prześladowców, już odo dawna byłam w nim zakochana. Marzyłam o tym, że może kiedyś zobaczy we mnie kogoś więcej niż kujonkę z klasy. W końcu pomarzyć zawsze można.
Nagle poczułam mocne szturchnięcie w bark. Dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Zamyśliłam się i wpadłam prosto na Zayna. Mój Boże, ale obciach.
-Przepraszam, zagapiłam się. Nic ci nie jest? - Wymamrotałam nieśmiało.
-Na szczęście nie. Następnym razem patrz pod nogi. - Rzucił chamsko, po czym minął mnie bez słowa.
-Matematyka jest na drugim piętrze. - Zwróciłam mu uwagę, gdy kierował się na schody na dół.
-A kto powiedział, że na nią idę. - Odparł obojętnie, schodząc na parter.
Nie powinno mnie to dziwić. Zayn nie był wzorowym uczniem, a na matematyce nie widziałam go już z dobry miesiąc. Postanowiłam się nie wtrącać i udałam się na lekcję.

-Mamo, co na obiad?! - Krzyknęłam zdejmując buty w holu, po powrocie ze szkoły.
-Dopiero co wróciłam z pracy. Muszę jeszcze pójść po zakupy. Jak jesteś teraz głodna to weź sobie coś z lodówki, bo obiadu przed 4 nie będzie. - Odparła mama, wychylając głowę z kuchni.
-Okej. - Rzuciłam otwierając lodówkę.
-Rozmawiałam dziś z mamą jednego chłopca z twojej klasy. Jej syn potrzebuje korepetycji z matematyki. Powiedziałam, że z chęcią mu pomożesz. - Oznajmiła mama.
-A zapłaci mi? - Spytałam niezadowolona, że czas wolny, na którego nadmiar nie mogę narzekać będę musiała spędzić z jakimś nieukiem z mojej znienawidzonej klasy.
-Tak, ale nie pytałam ile, bo to nie wypada.
-A kogo w ogóle mam uczyć?
-Nie wiem jak nazywa się jej syn, ale kobieta, która do mnie dzwoniła przedstawiła się jako pani Malik. - Odparła mama jakby nigdy nic. No oczywiście, przecież nie wiedziała jak wiele znaczy dla mnie Zayn, choć on w ogóle mnie nie dostrzegał. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć czy denerwować. W końcu poza pytaniem typu "Gdzie mamy lekcje?" nigdy z nim nie rozmawiałam.
-Aha. To kiedy pierwsza lekcja? - Odparłam spokojnym tonem, starając się opanować bicie serca.
-Proszę powiedz, że możesz dziś o 17. Tak się umówiłam z panią Malik, a gdzieś podziałam jej numer. - Mama spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
-Mi pasuje. - Odparłam posyłając jej promienny uśmiech.
Kilka następnych godzin spędziłam na odrabianiu lekcji i uczeniu się do jutrzejszej klasówki z historii. O 16 zaczęłam szykować się do wyjścia. Założyłam najlepsze ,w moim mniemaniu ubrania i spakowałam do torby telefon, klucze i książki od matematyki. Mama podwiozła mnie pod dom Zayna.
-Baw się dobrze. - Rzuciła mama, gdy wysiadałam z samochodu.
-Mamo, idę udzielać korepetycji.
-Nauka też może być zabawna.
-Proszę cię, jedź już. - Odparłam przewracając oczami i zatrzasnęłam drzwi.
Weszłam na ganek i wcisnęłam przycisk dzwonka. Nikt nie otwierał. Powtórzyłam czynność jeczsze kilka razy. Nadal cisza. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Z kuchni dobiegły mnie odgłosy kłótni.
-Zayn jak ty się odzywasz!
-Mówię co tylko co myślę! Skąd przyszło ci do głowy, ze potrzebuję korepetycji?!
-Rozmawiałam z twoją nauczycielką, wiem, że chodzisz na wagary i masz kilka zaległych klasówek, a z tego co pamiętam nie jesteś orłem z matematyki. Chciałam ci pomóc!
-Ale ja nie potrzebuję pomocy jakiejś frajerki! Poradziłbym siobie sam.
-Koniec tego dobrego. Idź do swojego pokoju, pogadamy o tym później. [T.I] powinna już być. - Słysząc to szybko wycofałam się za drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem jeszcze raz. Nie chciałam, żeby Zayn i jego mama wiedzieli, ze podsłuchiwałam ich kłótnię. Tym razem pani Malik otworzyła mi od razu.
-Dzień dobry, kochana! Ty pewnie jesteś [T.I], proszę wejdź. - Gestem zaprosiła mnie do środka.
-Dzień dobry. Bardzo dziękuję. - Odparłam uprzejmie.
-Oj to ja dziękuję, że zgodziłaś się poświęcić trochę swojego czasu. Zayn jest w swoim pokoju. Pierwsze piętro, drugie drzwi po prawo. - Powiedziała kobieta, promiennie się uśmiechając.
Pomaszerowałam do pokoju według jej wskazówek. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
-Czego?! - Usłyszałam głos zza ściany.
Delikatnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi.
- Mogę wejść? - Spytałam niepewnie.
-Jasne, wchodź. - Odparł Zayn obojętnie.
Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam torbę na dużym drewnianym biurku. Wyjęłam podręcznik i zaczęłam przeglądać tematy.
-Od czego chcesz zacząć? - Spytałam.
-Widział cię ktoś jak tu wchodziłaś? - Rzucił nagle.
-Co? - Odparła zdziwiona.
-Czy ktoś cię widział? Nie chcę żeby ktoś ze szkoły wiedział, ze się z tobą zadaję. - Powiedział i nie ukrywam, że mnie to zraniło.
-Mi też się nie uśmiecha tu z tobą siedzieć. - Skłamałam. - Bierzmy się do roboty. Chcę to już mieć z głowy.
-W takim razie pierwszy temat, drugi dział. - Odpowiedział.
Wbrew moim przypuszczeniom Zayn uczył się bardzo szybko. W godzinę zdążyliśmy przerobić cały dział. Dogadywaliśmy się też nieźle. Miałam wrażenie, że chyba zmienił o mnie zdanie.
-Dziękuję za pomoc. Sam bym sobie nie poradził. I w sumie nie było tak źle jak się spodziewałem. - Przyznał niechętnie, gdy zbierałam się do wyjścia. Najwidoczniej się nie myliłam.
-Nie ma za co. To kiedy następna lekcja? - Spytałam.
-Jak najszybciej, gonią mnie terminy. Co powiesz na jutro?
-Idealnie.

Zayn i ja spotykaliśmy się prawie codziennie zaraz po szkole. Trwało to kilka tygodni. Spędzaliśmy razem dużo czasu, okazało się, że pomimo dzielących nas różnic mamy też wiele wspólnego. Uwielbiałam z nim rozmawiać, czułam, że przy nim mogę być sobą i nie muszę udawać. Nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela, ale teraz odnalazłam go Zaynie. Szkoda, że nie zawsze wszysttko wyglądało tak różowo.
Mimo, że zaprzyjaźniłam się z największą gwiazdą szkoły, ja sama nadal byłam zwykłą frajerką. Raniło mnie to, że Zayn trzyma naszą znajomość w tajemnicy, ale wiedziałam jak ważna jest dla niego jego reputacja i jak ciężko pracował, żeby ją zdobyć, więc postanowiłam jakoś to przełknąć.
Bałam się tylko tego, że gdy Zayn zda wszystkie zaległe testy nasza znajomość się zakończy. A tak się składa, ze ten dzień wypadał właśnie dziś.
-Gratuluję 4 na koniec semestru. - Powiedziałam z uznaniem, zbierając się do wyjścia po naszej ostatniej wspólnej lekcji.
-Dziękuję, bez ciebie bym sobie nie poradził. - Odparł odprowadzając mnie do drzwi.
-Nie ma za co. To była dla mnie sama przyjemność.
-Dla mnie również. W takim razie do zobaczenia jutro. - Rzucił z zadziornym uśmiechem.
-Przecież zdałeś już wszystkie testy. Nie potrzebujesz już korepetycji. - Zdziwiłam się.
-A kto tu mówi o korepetycjach? Zapraszam cię do siebie. Na randkę. Nie przyjmuję odmowy.
-Mówisz poważnie? - Ja i Zayn Malik na randce? To chyba jakiś sen.
-Jak najbardziej. - Odparł po czym zmniejszył dystans między nami o krok. Potem następny. I jeszcze jeden. A gdy dzieliło nas zaledwie parę centymetrów złączył nasze usta w słodkim pocałunku.


LOLA

niedziela, 3 lutego 2013

# 59. Niall.

Zauważyłam, że pod ostatnim imaginem o Lou pojawiło się wiele komentarzy z prośbami o kontynuację. Postanowiłam napisać 2 część, ale ponieważ nie planowałam tego wcześniej, potrzebuję na to trochę czasu. Proszę o cierpliwość i zapraszam do przeczytania nowego Nialla c:
____________________________________________________________________________________

Niektórym wydawać się może, że nie ma nic bardziej żałosnego, niż piątkowy wieczór spędzony w domu. Może jest w tym trochę prawdy, ale to wszystko przestaje mieć chociażby najmniejsze znaczenie, gdy spędza się go w towarzystwie ukochanej osoby. Osoby, która zawsze jest przy tobie, na której możesz polegać, którą kochasz całym sercem, za którą byłbyś w stanie oddać życie. Osoby, która ma cię tylko za przyjaciela...
I tak oto właśnie siedziałem z taką osobą, w owy piątkowy wieczór oglądając w telewizji jakiś durny film. To znaczy, wydawało mi się, że był durny. W sumie nawet nie wiem o czym był. Jaki normalny facet oglądałby film, kiedy niecałe pół metra od niego siedzi tak zjawiskowo piękna istota jak [T.I]? Na pewno nie ja. Przez półtorej godziny studiowałem jej twarz zapamiętując każdy najmniejszy szczegół. Od dużych jasnych oczu, przez mały, zgrabny nos, po cztery urocze pieprzyki na prawym policzku.
-Na co się tak gapisz? - Spytała rozbawiona dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Ja? Na nic. Nie wiem o co ci chodzi. - Czułem jak czerwienią mi się policzki.
-Niech ci będzie podaj mi ciastka. - Odparła jakby nigdy nic, wyciągając rękę w oczekiwaniu na pudełko ciastek.
-Jakie ciastka masz na myśli? - Spytałem, udając, że  nie wiem o czym mówi.
-Te które kupiliśmy, zanim zaczął się film. - Rzuciła przewracając oczami.
-Te które zjadłem? - Spytałem niewinnie.
-Co zrobiłeś? - Krzyknęła oburzona.
-Ej, to było dla twojego dobra. Nie chciałem częstować mojego gościa niedobrymi ciastkami. Powinnaś być mi wdzięczna, te były naprawdę okropne! - Zaśmiałem się.
-Już ci wierzę. - Odfuknęła rzucając we mnie poduszką.
-To nie fair, ja nie uderzę dziewczyny.
-To, że nie podzieliłeś się ciastkami też było nie fair. - Odparła wystawiając mi język, po czym rzuciła we mnie drugą poduszką, tym razem prosto w twarz.
-Sama tego chciałaś, to oznacza wojnę! - Krzyknąłem rozbawiony.
-A jak będziesz się bronił? Przecież nie uderzysz dziewczyny. - Powiedziała naśladując mój głos.
-A kto powiedział, że cię uderzę? - Spojrzałem na nią wymownie z łobuzerskim uśmiechem.
-O nie, Niall, nie proszę cię. - Starała zasłonić się rękoma, ale zanim się obejrzała, siedziałem przy niej łaskocząc ją w brzuch. [T.I] nie znosiła, kiedy tak robiłem, miała straszne łaskotki. Ale w końcu na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
-Proszę, Niall, już dosyć, przestań! - Krzyczała nieustannie się śmiejąc.
Próbując się bronić wykręciła mi prawą rękę. Jednak doprowadziła to tylko do tego, że spadając z kanapy pociągnąłem ją za sobą. Ja wylądowałem na plecach, a [T.I]... na mnie.
-To też było nie fair. - Powiedziała, biorąc głęboki wdech, widocznie zmęczona śmiechem.
-Ach tak? To powiem ci jeszcze, że kłamałem. Te ciastka były pyszne.
-Jesteś niemożliwy.
-A ty piękna. - Odparłem, a zaraz potem spoliczkowałem się w myślach. Jak mogłem palnąć coś tak głupiego?
-Dziękuję. - Rzuciła jakby nigdy nic, zakładając kosmyk włosów na ucho. - Koniec reklam, wracajmy na kanapę. - Dodała, siadając na sofie. Cały czar prysł.
-Ten film jest taki denny. Skoro się kochają to czemu nie są razem? - Rzuciłem po 10 minutach oglądania filmu. Dopiero teraz zorientowałem się, że jest to komedia romantyczna. Czyli od początku miałem rację - durny film.
-Skoro już o tym mówisz, to chciałabym, żebyś wiedział, że ostatnio spotkałam takiego jednego chłopaka... - Odparła, zupełnie ignorując moje pytanie, a równocześnie rozbijając moje serce na kawałeczki.
-To fajnie. Jak się nazywa? - Spytałem, uśmiechając się sztucznie.
-Adam.
-Bo wiesz, ja też ostatnio poznałem dziewczynę. - Rzuciłem, ale szybko tego pożałowałem. Skąd do głowy przyszedł mi tak fatalny pomysł?
-Serio? To ktoś sławny? - Spytała podekscytowana.
-Jeszcze nie, ale kiedyś na pewno o niej usłyszysz. Ma wielki talent. - Brnąłem dalej w moje kłamstwa.
-Mam nadzieję. A wiesz, że Adam jest raperem? - Rzuciła dumnie.
No świetnie. Musiała mnie tym dobić. W końcu blondyn z boysbandu nie może równać się z wielkim, groźnym raperem. Po prostu cudownie.
-To fajnie. - Odparłem krótko.
-To może ty i...
-Britney. - Rzuciłem pierwsze imię jakie przyszło mi do głowy, modląc się, żeby [T.I] nie zauważyła, że w reklamie leci piosenka Britney Spears.
-... spotkalibyście się kiedyś ze mną i Adamem? Chciałabym, żebyśmy się poznali.
-Jasne, czemu nie... - Odparłem niepewnie, przeczesując palcami włosy.
-Co powiesz na jutro?
-Okej.
-W takim razie zdzwonimy się co do miejsca i godziny. A skoro już mowa o godzinie, to strasznie już późno. Muszę lecieć. Do zobaczenia jutro. - Powiedziała [T.I] zakładając płaszcz.
-Pa. - Odparłem, gdy zamykała za sobą drzwi.
Siedziałem teraz na kanapie w pustym domu, zastanawiając się, w jaki sposób mam znaleźć sobie dziewczynę o imieniu Britney. W ciągu jednej nocy.

~*~

Na spotkanie z [T.I] i Adamem szedłem jak na ścięcie głowy. Nietrudno się domyślić, że w tak krótkim czasie nie udało mi się znaleźć dziewczyny. Nie do końca przemyślałem też jak wytłumaczę jej nieobecność. Całą drogę rozmyślałem raczej nad własną głupotą, więc stając przed drzwiami restauracji, zrozumiałem, że nie pozostało mi nic innego jak improwizować.
Wszedłem do środka i otuliło mnie ciepłe powietrze i smakowity zapach naleśników. Rozejrzałem się po niemal pustej restauracji w poszukiwaniu [T.I]. Siedziała przy stoliku pod oknem. Na szczęście sama, najwidoczniej jej fagas jeszcze nie dotarł. Zdejmując czapkę, podszedłem do stolika, przy którym siedziała i zająłem miejsce obok niej.
-Hej. Gdzie Adam?
-Hej. Zaraz powinien być. A gdzie Britney? - Spytała wyraźnie zdziwiona, że przyszedłem sam.
-Ten, no... Nie będzie jej. - Starałem się być naturalny.
-Dlaczego? - Dopytywała.
-Bo... Coś jej wypadło. - Łgałem.
-Oh, czyżby? - Uniosła jedną brew.
-Tak... - Odparłem niepewnie.
-Niall, znam cię zbyt dobrze. Wiem kiedy kłamiesz. Więc powiedz mi dlaczego, naprawdę jej nie będzie? - Zamurowało mnie.
-Bo nie istnieje. - Postanowiłem być z nią szczery. - Wymyśliłem ją, bo chciałem wzbudzić w tobie zazdrość. Powiedziałaś mi, że masz chłopaka i coś we mnie pękło. Palnąłem taką głupotę i nie wiedziałem jak mam to odkręcić. Ale głównym powodem, dla którego to zrobiłem jest to, że cię kocham. Wiem, że się przyjaźnimy i w ogóle, ale mi to nie wystarcza. - Wyznałem patrząc jej w oczy.
-Cieszę się, że to zrobiłeś. - Powiedziała nagle.
-Że cię okłamałem? - Spytałem zdziwiony.
-Tak. Myślałam, że tylko ja jestem na tyle popapraną osobą, żeby wymyślić sobie chłopaka, aby wzbudzić zazdrość w moim najlepszym przyjacielu.
-Czy to znaczy, że...?
-Tak, Adam nie istnieje.
-Ale po co to wszystko wymyśliłaś? - Spytałem  nie kryjąc zdziwienia.
-Bo też, cię kocham, głuptasie. - Odparła, po czym zarumieniły jej się policzki.
Bywa tak, że czeka się na coś bardzo długo, czasem nawet całe życie, a gdy w końcu się to wydarzy, nie wiemy co powinniśmy zrobić. Właśnie tak się teraz czułem.
-Teraz mnie pocałuj. - Powiedziała [T.I] udając, że kaszle.
Powoli zmniejszając dystans między nami, podążając za jej radą wpiłem się w jej usta składając na nich słodki pocałunek.


LOLA