piątek, 29 marca 2013

# 77. Niall | cz. 2


PIOSENKA słuchałam jej, gdy pisałam tego imagina i uważam, że jest idealnie w jego klimacie :)
_____________________________________________________________________________

-Co?! – wykrzyknęłam – Pytasz się mnie czy jestem gotowa na prawdziwą przygodę?
                Niall z wahaniem pokiwał głową i przygryzł wargę.
-Masz rozwalony nos i śliwę pod okiem. Niall, jesteś ranny. Nie mam pojęcia co mamy teraz zrobić, bo nie ma aptek i szpitali w promieniu kilkunastu mil. – przeczesałam palcami włosy i z westchnięciem opadłam na oparcie fotela.
-Naprawdę? Tylko o to ci chodzi? – zapytał i pokręcił głową – Nie takie obrażenia miałem. [T.I], żyję w tym głównie odkąd pamiętam. Ciągłe szarpaniny, wojny i ucieczki przed policją. Ten gość w barze to tylko jeden z wielu. Na tle moich wrogów to nic, pikuś – prychnął z pogardą i spojrzał mi w oczy – Nie przejmuj się tym, mała. Zapomnij o tym i ciesz się chwilą. Na moment wyrzuć z myśli tę sprawę z policją. Po to tu jesteśmy, pamiętasz? Mamy zapomnieć i uciec.
                Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.
-Nie bądź dzieckiem, Niall. Jesteśmy na zadupiu, mamy bardzo mało pieniędzy, a ty jesteś ranny! A gdzie spędzimy noc? Tu? W samochodzie?
-Nie ważne, gdzie tylko z kim – szepnął Niall i okręcił sobie pasmo moich włosów wokół palca.
-Przestań, Niall. Ja mówię poważnie. – odtrąciłam jego rękę – Odpalaj samochód i zacznijmy szukać jakiegoś motelu.
-Jasne. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – odpowiedział chłopak chłodno, a każde słowo ociekało sarkazmem.
                Blondyn złączył kable, by uruchomić auto. Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że aż jego knykcie zbielały. Przygryzł wargę. Zawsze to robił, gdy był zły lub zmieszany. Cała podróż upłynęła nam w milczeniu. Cisza była okropna.

~*~
Złapałam za klamkę i popchnęłam stare, drewniane drzwi. Framuga potrąciła mały dzwoneczek, który swoim dźwiękiem informował o nowoprzybyłym gościu tego motelu. Mogę się założyć, że nie dzwonił on często. Kto z własnej woli chciałby znaleźć się w takim miejscu?
Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się wokoło. Motel przypominał góralską chatę pomieszaną z domem na Dzikim Zachodzie. Na ścianach wisiały wypchane głowy dzików, saren, czy łosiów. Ich widok przyprawił mnie o dreszcze.  Na suficie wisiały ogromne żyrandole, a na podłodze znajdowały się dywany zrobione z obdartych ze zwierząt skór. Z obrzydzeniem malującym się na twarzy ominęłam je i idąc po brązowych kafelkach podeszłam do recepcji.
                Za ladą siedział kowboj, który od dawna nie widział maszynki do golenia. Na jego głowie znajdował się kapelusz, a w ustach trzymał wykałaczkę. Palcami wystukiwał o udo miarowy rytm.
-Dzień dobry.  Są jakieś wole pokoje dla dwóch osób? – zapytałam.
                Na pewno są. Nikt o zdrowych zmysłach nie zarezerwowałby tu miejsca. Jednak Niall nie zaliczał się do osób normalnych, więc to wszystko wyjaśnia.
-Witam drogą koleżankę! – wykrzyknął kowboj recepcjonista i wstał z krzesła – Pokój dla dwóch osób? Już się robi kochana! – uśmiechną się szeroko. Brakowało mu jednego zęba z przodu. Uroczo.
Odwzajemniłam mimikę twarzy i spojrzałam na Nialla, który przyglądał się wypchanemu dzikowi i próbował dotknąć jego futra. Jak dziecko.
-Proszę, oto dwa klucze do pokoju numer 46. Życzę miłego pobytu kochana – powiedział i puścił mi oczko. Polubiłam tego gościa.
Nagle poczułam czyjeś ciepłe dłonie na moich biodrach. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą roześmianą twarz Nialla. Jego oczy patrzyły na mnie czule. Pogłaskałam jego policzek wierzchem dłoni. Usłyszałam gwizd i komentarz:
-No nieźle się chłopaczku urządziłeś – odwróciłam się i zobaczyłam zamyślonego recepcjonistę – Ktoś nastąpił ci na odcisk, co? Była bójka i oberwałeś?
                Poczułam jak Niall wzrusza ramionami.
-Można tak powiedzieć. Po prostu nie rusza się tego co moje i niektóry już o tym wiedzą. – słowa chłopaka ociekały dumą.
-Rozumiem. Dobrze broń tego co twoje, bo jest to cenniejsze niż ci się wydaje. – powiedział i spojrzał mi w oczy. Poczułam jak moje policzki pokrywa rumieniec – A wiesz co? Mam tu apteczkę.
                Mężczyzna schylił się i z szafki wyciągnął pudełko z narysowanym krzyżem na środku.
-Dziękujemy. Jest pan szalenie miły. – uśmiechnęłam się i wzięłam skrzynkę.
                Poczułam jak place Nialla splatają się z moimi. Chłopak zaczął ciągnąć mnie w stronę schodów.
-Do widzenia panu! – krzyknęłam przez ramię i podbiegłam do chłopaka, by  dotrzymać mu kroku.

~*~
-Nie bądź dzieckiem, Niall. Daj mi to oczyścić. – powiedziałam i z apteczki wyjęłam waciki i wodę utlenioną.
                Chłopak siedział na umywalce, a ja stałam obok niego i starałam się opatrzyć jego rany. Blondyn zobaczywszy co trzymam w dłoni, odsunął się ode mnie. Przygryzł wargę i spuścił wzrok.
-A będzie szczypać? – zapytał ledwie słyszalnym głosem.
                Wybuchłam głośnym śmiechem i uderzyłam blondyna w ramię. Kto spodziewałby się, że Niall Niczego-I-Nikogo-Się-Nie-Boję Horan będzie odczuwał lęk przed wodą utlenioną? Jak dziecko. Pokręciłam głową i uścisnęłam dłoń chłopaka.
-Obiecuje, że nie. – powiedziałam po czym wpiłam się w usta blondyna. Smakował jedzeniem na wynos i papierosami.
-Potrafisz człowieka przekonać, Rebel. – wymruczał i zakręcił sobie pasmo moich włosów wokół palca.
-Masz rację. Raz, na komisariacie, namówiłam policjanta, by wypuścił z aresztu takiego blondyna i dziewczynę. Oni chyba trafili tam za handel narkotykami. Wiesz może kogo mam na myśli? – zaczęłam drażnić się z Niallem.
-Mogłabyś zacząć opatrywać mi rany? Chce mieć to już za sobą. – blondyn wyraźnie chciał zmienić temat. Poruszyłam tematy tabu. Nie mógł poradzić sobie z myślą, że to ja uratowałam mu tyłek z tamtej sytuacji, a nie odwrotnie.
                Przyłożyłam wacik nasączony wodą utleniona do nosa chłopaka. Skrzywił się i próbował wyrwać, lecz przytrzymałam jego dłoń. Następnie umieściłam na nim bandaż, a ranę pod okiem posmarowałam kremem.
                Nagle do naszych uszu dobiegł dźwięk głośnej muzyki. Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani. Wyszłam z łazienki, by sprawdzić co się dzieje. Otworzyłam drzwi prowadzące na korytarz i trzymając Nialla za rękę, podążyłam w poszukiwaniu źródła hałasu. Zeszliśmy po schodach i przechodząc przez kilka holi trafiliśmy do ogromnej Sali, gdzie odbywała się właśnie impreza. Z sufitu zwisały balony, kapela grała skoczne piosenki, a goście tańczyli na parkiecie.
-Zostajemy? – zapytał się mnie chłopak starając się przekrzyczeć grającą muzykę – Chodź, nie będziemy siedzieć w pokoju. Rozerwiemy się trochę.
                Widząc, że się waham, blondyn pociągnął mnie w stronę parkietu. Zakręcił mną parę razy i pobujał w rytm muzyki. Świetnie się bawiłam i przez chwilę zapomniałam o mrocznej przeszłości.
                Gdy piosenka dobiegła końca, chłopak kazał mi zająć stolik, a sam poszedł po coś do picia. Usidłam na niewygodnym plastikowym krześle i oglądałam tańczące pary wybijając stopą rytm granej melodii. Jakaś starsza pani potknęła się o własne nogi i przewróciła się na ziemię. Przy upadku jej korale
pękły i rozprysły na całą salę. Starszy pan z brodą, prawdopodobnie jej mąż, pomógł jej wstać. Kobieta była cała czerwona na twarzy ze wstydu.
                Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Nialla. Ile można nalewać sok pomarańczowy? Moją uwagę przykuł jego kapelusz. Chłopak stał przy stole z napojami i rozmawiał z długonoga brunetką. W żołądku poczułam ukłucie zazdrości. Ale zwykła rozmowa o niczym nie świadczy, nie? Nie zachowuj się jak idiotka, [T.I].
                Nagle Niall zrobił krok w jej kierunku i ich nosy prawie się stykały. Dziewczyna oblizała zalotnie usta i wspięła się na palce, by pocałować chłopaka. Mojego chłopaka, suko. Liczyłam na to, że blondyn odtrąci ją. Jednak ten położył dłoń na jej pośladku. Co do cholery?!
                Wstałam i ze łzami w oczach zaczęłam biec w ich kierunku. Jak mój Niall mógł zrobić mi coś tak obrzydliwego?! Podeszłam do całującej się pary i odchrząknęłam znacząco.
-[T.I]? – zdziwił się Niall i jak oparzony odskoczył od dziewczyny – To nie tak jak myślisz. Ja nie.. wcale nie ten.. – jąkał się
-Jasne, kochanie. Potknąłeś się i z otwartą buzią upadłeś wprost na jej usta. – odpowiedziałam, a każde moje słowo ociekało sarkazmem.
-Błagam cię, wybacz mi. – powiedział i schował twarz w dłonie – Tak bardzo przepraszam.
-Mam ci wybaczyć?! – wybuchłam – Wybaczyć ci to, że zniszczyłeś nasze „zawsze i na zawsze”? I zrobiłeś to na moich oczach. To się nazywa mieć tupet, sukinsynie.
                Musiałam ochłonąć, więc złapałam najbliżej leżący kubek z sokiem jabłkowym. Poczułam jak zimny napój chłodzi moje gardło. Jednak miał dziwny posmak. Skrzywiłam się i odstawiłam szklankę na stół. Po chwili poczułam mdłości i obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami. W tle słyszałam łkanie Nialla i jego prośby o moje przebaczenie. Zignorowałam to i pędem pobiegłam do łazienki. Nie chciałam by ktokolwiek zobaczył co jadłam na obiad. Co do cholery było w tym soku? Czy ludzie lubią tutaj truć obcych gości? Zamknęłam drzwi kabiny, a nogi ugięły się pode mną. Ostatnie co pamiętam to chłód kafelków na moim policzku.


Oto moja historia. Opowiedziałam Ci ją, bo chciałam przestrzec Cię przed takimi osobami jak Niall. Z wierzchu słodcy i piękni, ale w środku mieszka prawdziwy demon. Demon, który rozszarpie Cię, a z Twojej skóry zrobi sobie płaszcz. Pewnie trapi Cię to, czemu Niall nie biegł za mną i nie odnalazł mnie w łazience, co? Wybacz, ale sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. Do dziś nie wiem, gdzie jest blondyn. Może już nie żyje, bo ludzie, który pragnęli jego śmierci go dopadli. Albo żyje spokojnie i właśnie siedzi pod kocem, pijąc herbatę. Ciekawe co by zrobił, gdyby zobaczył jak mnie zniszczył. Ale pamiętaj, jeśli pamiętasz o swojej wartości i o tym kim jesteś, nigdy nie zatracisz siebie. Ja zapomniałam.

RECKLESS

środa, 27 marca 2013

To już pół roku!

Stało się! To dziś! Równo pół roku temu założyłyśmy naszego bloga. Przecudowne sześć miesięcy!

To było mega spontaniczne. Ja (Reckless) wracałam z Kahn autobusem po szkole do domu. Jednak moich rodziców nie było przez chwile w domu to poszłam do Kahn. Włączyłyśmy komputer i przeglądałyśmy Facebooka. Nagle wpadłyśmy na pomysł, by sprawdzić, czy są jakieś nowości na blogu, który czytałyśmy. Sprawdziłyśmy i oświeciło nas, że może i my spróbowałybyśmy własnych sił w pisaniu imaginów? Poszperałyśmy w bloggerze i BUM - blog założony :D A, że wcześniej pisałyśmy jakieś imaginy to od razu dodałyśmy Louisa autorstwa Kahn.
Niestety Loli z nami wtedy nie było i to ja i Kahn wymyśliłyśmy jej pseudonim. Myślałyśmy, że nas zamorduje, ale nawet jej sie spodobało :) A mój pseudonim ma związek z zespołem The Pretty Reckless, a ksywka Kahn to nazwisko Noela Kahna, bohatera książki Pretty Little Liars.

Największe podziękowania należą się Wam, naszym czytelnikom. Dziękujemy Wam za każde wejście, komentarz, dodanie do obserwowanych. Zaczynałyśmy od kompletnego zera. Nasze imaginy nie miały żadnych komentarzy, a dziką radość miałyśmy ze 100 wejść dziennie. I nagle sytuacja zmieniła się diametralnie! To szok, pozytywny oczywiście.

To wspaniałe, że poświęcacie chwile, by wejść na naszego bloga i przeczytać nasze wypociny. Do dziś nie możemy w to uwierzyć!

Pamiętajcie, dopóki będzie ktoś, będziecie Wy, kto będzie chciał czytać nasze prace jest sens to robić. Jeśli Wy odejdziecie, my też. Chcemy byście traktowali nas jak przyjaciółki. Piszcie do nas, zadawajcie pytania, wyżalajcie się. Zawsze znajdziemy czas, by Was wysłuchać.

KOCHAMY WAS, KAŻDĄ Z OSOBNA I DZIĘKUJEMY ZA TE CUDOWNE 6 MIESIĘCY!

wtorek, 26 marca 2013

# 76. Liam.


Z góry chciałabym przeprosić za to, że imagin ten jest, delikatnie mówiąc niedopracowany. Kahn i Reckless zajęło chwilę przekonanie mnie, abym w ogóle chciała go dodać, jednak ostatecznie zgodziłam się i mam nadzieję, że nie jest aż tak źle.
____________________________________________________________________________________

Czasem zdawać się może, że niewiele dzieli nas od naszych marzeń. Czasem jednak stają nam na drodze przeszkody nie do pokonania. W moim przypadku były to cholerna nieśmiałość i cienka ściana oddzielająca moje mieszkanie od mieszkania dziewczyny moich marzeń. Dziewczyny z którą chciałbym spędzić resztę życia.
Wiedziałem o niej wszystko. Jakiej muzyki słucha, jakie książki czyta, ile ma rodzeństwa, że ma alergię na koty i  boi się pająków. Wiedziałem nawet, że codziennie o 16:42 wychodzi na balkon, gdzie siada na ławeczce i pije kawę. Nawet w zimę. Jedyne co pozostawało dla mnie tajemnicą to jej imię.
Wiele osób mogłyby pomyśleć, że to dziwne, że nie znam imienia dziewczyny, którą zamierzałem poślubić. Ale przecież nigdy z nią nie rozmawiałem. Teraz może wydawać się to jeszcze dziwniejsze. Bo skąd niby znam każdy szczegół jej życia? Trochę minęło zanim przyznałem się do tego przed samym sobą, ale miałem na jej punkcie lekką obsesję. Parę razy zdarzyło się, że przykładałem szklankę do ściany, by sprawdzić o czym rozmawia ze swoją przyjaciółką, albo wychylając się przez balkon, co mieszkając na pierwszym piętrze mogło być trochę niebezpieczne, zaglądałem do niej przez okno, by zobaczyć jaką książkę wypożyczyła.
Oczywiście nikomu o tym nie powiedziałem. Nie zrozumieliby mnie, albo co gorsza wyśmiali. W sumie nie dziwiłbym się im, jak tak o tym myślę to to co robiłem było trochę... chore?
Ale byłem zbyt nieśmiały, żeby powiedzieć jej co czuję. To nie tak, że bałem się odrzucenia. Byłem pewny, że mnie zbyje. W końcu nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Co miałbym jej powiedzieć? Że kocham ją mimo, że nawet nie znam jej imienia? Że książka, którą wypożyczyła w czwartek jest moją ulubioną i jestem pod wrażeniem głosu wokalisty zespołu, którego płytę kupiła w sobotę? Pewnie wystraszyłaby się nie na żarty i oskarżyła mnie na policji o nękanie. A im dłużej zwlekałem z wyznaniem prawdy, tym trudniej było mi się przekonać do tego pomysłu.
W środę wróciła z uczelni później niż zazwyczaj. Chcąc zaspokoić ciekawość, podszedłem do drzwi wejściowych i wyjrzałem przez wizjer. Pomyślałem, że powinienem się leczyć, jednak nie ruszyłem się stamtąd ani na krok.
Dziewczyna podeszła do swoich drzwi rozmawiając przez telefon. Wolną ręką wyjęła z kieszeni spodni klucze.
-Byłam dziś w centrum i chciałam kupić sobie nową książkę i nie uwierzysz jak ci powiem. Na jednej z okładek był ten chłopak, który mieszka obok mnie! - Powiedziała dziewczyna, nadal siłując się z zamkiem. Gdy zrozumiałem, że mówi o mnie, moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie.
-To, a nie mówiłam było zbędne, wiesz? Ja też przecież skądś go kojarzyłam. Nie wiedziałam tylko skąd. Kupiłam tę książkę. Okazuje się, że śpiewa z czterema przyjaciółmi w zespole o nazwie One Direction. Z tego co czytałam na odwrocie, chyba są znani. Mieszkam jakieś pół roku z bożyszczem nastolatek za ścianą i nic o tym nie wiem, możesz w to uwierzyć? Nie wiem jeszcze tylko jak ma na imię. Mam tu wypisane imiona i stawiam na Harrego... - Głos dziewczyny ucichł, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi. Skrzywiłem się słysząc jej ostatnie słowa. Harry? Poważnie? Czy ja wyglądam na jakiegoś pieprzonego Harry?! Spokojnie, Liam. Przecież ty też nie wiesz jak ona ma na imię. Chyba teraz powinienem zadzwonić do Loczka i go przeprosić. Nie powinno się nazywać przyjaciół "pieprzonymi" nawet w myślach.
-Weź się w garść, Payne. - Skarciłem samego siebie, opierając czoło o drewniane drzwi. Potem jedynie bicie mojego serca zagłuszało ciszę.
Stałem przy drzwiach jeszcze przez chwilę myśląc o tym co przed chwilą się stało. Moja wymarzona dziewczyna wreszcie mnie dostrzegła. Tylko... co powinienem teraz zrobić?
Rozejrzałem się po pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to młotek, który zostawiłem na komodzie, gdy wbijałem gwóźdź, aby powiesić obraz. Przez myśl przeszło mi, żeby rozjebać tym młotkiem ścianę, która oddziela mnie od mojej ukochanej. Byłem już w połowie drogi do komody, kiedy zatrzymałem się i skarciłem w myślach. Rozwalę tę ścianę i co potem? Jaki to ma sens? Nic w ten sposób nie osiągnę. Najwyżej rachunek od dozorcy budynku, za wypełnienie dziury.
Zaczynałem panikować. Sam nie wiem czemu. Moja sąsiadka po prostu dowiedziała się, że jestem sławny i wreszcie dostrzegła moje istnienie. Powinienem się cieszyć, ale bałem się, że nie uda mi się tego dobrze rozegrać i stracę, możliwe, że moją jedyną szansę.
Doszedłem do wniosku, że pustym żołądkiem nic nie wymyślę, więc udałem się do kuchni. Po drodze jakiś przedmiot zaplątał mi się pod nogami, sprawiając, że upadłem na podłogę z potężnym hukiem. Usiadłem przeczesując włosy palcami. Co się ze mną działo?
Wtedy dostrzegłem winowajcę wypadku. Jakim cudem nie zauważyłem gitary? Przecież wardała się po podłodze od tygodnia. Chwila, chwila... Gitara? Gitara! Tak, tak gitara! Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej?! Rzuciłem okiem na zegarek na ścianie. 16:39. Idealnie.
Nie myśląc zbyt wiele, założyłem buty i wyszedłem z mieszkania z gitarą w ręku. Po kilku minutach znalazłem się przed kamienicą tuż pod oknami mojej sąsiadki. Siedziała już na balkonie, popijając kawę.
Dawno nie miałem gitary  w rękach, lecz jakoś musiałem sobie poradzić. Wygrywając melodię, zacząłem śpiewać, skupiając się na tekście piosenki, by niczego nie pomylić. Utwór ten, jak i za równo dziewczyna, dla której go wykonywałem były dla mnie zbyt ważne, by coś mogło pójść nie tak.
"I don't believe that anybody feels the way I do about you now
And all the roads that lead you there were winding
And all the lights that light the way are blinding
There are many things that I would like to say to you
But I don't know how
I said maybe
You're gonna be the one that saves me
And after all
You're my wonderwall"
Dziewczyna patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Już myślałem, że wszystko poszło zgodnie z planem, kiedy podeszła do barierki balkonu i krzyknęła:
-Świetnie śpiewasz! Masz na prawdę piękny głos, ale chciałabym teraz poczytać, więc czy mógłbyś poćwiczyć gdzie indziej?!
Trochę mnie zamurowało. Stałem wpatrując się tępo w moją gitarę. Poczułem się trochę... Odepchnięty? Zawiedziony? Upokorzony? Chyba jednak wszystko na raz pomnożone przez nieskończoność.
-Jasne! - Odkrzyknąłem krótko mając nadzieję, że nie rozpoznała w moim głosie goryczy.
Wróciłem do mieszkania załamany. Rzuciłem gitarę na podłogę, najprawdopodobniej sprawiając, że w najbliższym czasie, znów załatwię sobie siniaka na kolanie, ale nie miałem wtedy głowy, by o tym myśleć. Dlaczego dziś wszystko szło nie po mojej myśli? Burczenie w brzuchu przypomniało mi, o moim pustym żołądku. Tym razem doszedłem do kuchni cały i zdrowy. Otwierając lodówkę wpadłem na następny błyskotliwy pomysł. Ugotuję coś dla siebie i mojej sąsiadki i zaproszę ją na kolację!
Jeszcze pół godziny temu nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym wyznać jej co do niej czuję. A teraz chwytałem się każdej brzytwy. Nie mogłem już dłużej dusić tego w sobie. Chciałem, żeby w końcu wiedziała.
Myślałem, że powinienem się leczyć. Ale jedyną osobą jaka może mnie uratować jest właśnie ona. Albo odwzajemni moje uczucia i przestanie być dla mnie jedynie marzeniem, lub da mi do zrozumienia, że nie mam na co liczyć i wtedy będę mógł zostawić przeszłość za sobą i ruszyć do przodu. Nie ukrywam jednak, że wolałbym ten pierwszy scenariusz.
Był tylko jeden mały problem. Nie miałem pojęcia o gotowaniu.
Znalazłem gdzieś przepis, który kiedyś dała mi mama. Wyjąłem wszystkie składniki i zacząłem "gotować". Nie szło mi zbyt dobrze. Chciałem zdobyć dziewczynę sposobem "Przez żołądek do serca." a nie wysłać ją na pogotowie.
Gdy w końcu danie wyglądało na całkiem zjadliwe postawiłem je na palniku. Gotowanie okazało się bardziej męczące niż na to wygląda. Położyłem się na chwilę na kanapie, żeby trochę odpocząć i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudził mnie zapach... spalenizny? Przetarłem oczy ziewając. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że zostawiłem garnek na gazie. Pełen niepokoju, rzuciłem się pędem do kuchni. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie nie na żarty. Czarne kłęby dymu wypełniały całe pomieszczenie. Dostrzec mogłem też płomienie.
-Dzień dobry. Chciałbym zgłosić pożar w moim mieszkaniu. - Wybełkotałem niespokojnie do słuchawki telefonu po wykręceniu numeru na straż pożarną.
-Proszę podać adres, a następnie rozłączyć się i opuścić mieszkanie. Na holu proszę włączyć alarm przeciwpożarowy. - Powiedziała kobieta z którą rozmawiałem.
Wykonałem jej polecenia i czekałem aż spanikowani mieszkańcy kamienicy wybiegną ze swoich mieszkań. Tak też się stało. Między innymi była tam też moja sąsiadka. Na jej widok poczułem nagły wstyd, policzki mi się zarumieniły, więc odwróciłem głowę, by nie mogła dostrzec mojej twarzy. Starałem się ją ignorować, lecz niewiele z tego wyszło.
-Liam! - Usłyszałem nagle. Nie mogłem uwierzyć, że moje imię padło z ust mojej sąsiadki. - Liam, poczekaj!
-Jak mnie nazwałaś? - Spytałem głupio, podchodząc do niej.
-Liam. Przecież tak masz na imię, prawda? - Odparła trochę zdezorientowana. Byłem tak oszołomiony, że stać mnie było jedynie na skinienie głową.
-To u ciebie się pali? - Spytała nagle.
-Tak...
-Czemu?
-Bo... Gotowałem dla nas kolację i zasnąłem zostawiając włączony gaz. - Odparłem zawstydzony.
-Dla nas? - Zdziwiła się. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie co przed chwilą powiedziałem. Uznawszy, że nie mam już nic do stracenia, postanowiłem wyznać jej prawdę.
-Chciałem zaprosić cię do siebie na kolację, aby powiedzieć ci co czuję. Wiem, że nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy i w ogóle mnie nie znasz, ale ja znam ciebie. Wiem o tobie wszystko. Uważam, że jesteś najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem... tak jakby poznałem i właśnie z kimś takim chciałbym spędzić resztę mojego życia. - Powiedziałem patrząc jej w oczy. Wręcz czułem jak moje policzki zalewają się rumieńcem. Właśnie przyznałem się mojej wymarzone dziewczynie, że mam obsesję na jej punkcie i z jej powodu prawie spaliłem kamienicę.
-To albo najbardziej niepokojące albo najsłodsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam. - Odparła, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. Odetchnąłem z ulgą.
-Mam do ciebie jedno bardzo ważne i dość nietypowe dla tej sytuacji pytanie. - Powiedziałem drapiąc się po karku.
-Jakie? - Spytała przekrzywiając głowę, nadal się uśmiechając.
-Jak masz na imię? - Wycedziłem. Nagle dziewczyna zaczęła się śmiać. - Co cię tak bawi?
-Najpierw twierdzisz, że wiesz o mnie wszystko, a teraz pytasz jak mam na imię? - Spytała chichocząc.
-To jedyne czego o tobie nie wiem i nie daje mi to spokoju. - Odparłem zgodnie z prawdą.
-[T.I] - Powiedziała patrząc mi w oczy. Nie sądziłem, że jedno słowo może wywołać u mnie tak promienny uśmiech jaki widniał teraz na moich ustach.
[T.I] zrobiła krok w moją stronę, zmniejszając dystans między nami. Kiedy dzieliło nas tylko kilka centymetrów i prawie stykaliśmy się nosami, złączyła nasze usta w słodkim pocałunku. Nagle alarm przeciwpożarowy zaczął wyć głośniej, a zraszacze, wypełniły hol ciepłą wodą. Staliśmy teraz jakby w deszczu trzymając się w objęciach stykając czołami.
Nagle usłyszeliśmy potężny huk. Odwracając się w stronę jego źródła dostrzegliśmy strażaków zmagających się z walącą się ścianą między naszymi mieszkaniami. Może jednak nie ma przeszkód nie do pokonania?


LOLA

sobota, 23 marca 2013

# 75. Harry.

Niepewnym krokiem weszłam do środka. Czułam ekscytacje, ale bałam się jak cholera. To miał być mój pierwszy tatuaż.
- Dzień dobry. – powiedziałam do tatuażysty.
- Witam. – powiedział, serdecznie się do mnie uśmiechając.
Nic w tym dziwnego, że wszędzie praktycznie miał tatuaże, ale i tak gapiłam się na niego, próbując wszystko dobrze obejrzeć. Nie wyglądało to ani tandetnie, a wręcz przeciwnie. Wszystko tworzyło fajną całość.
- Przyszłam zrobić sobie tatuaż. – powiedziałam podchodząc do niego.
Zaśmiał się krótko, ale to był serdeczny śmiech, a nie szydzenie. Chodź w sumie pewnie sama bym siebie wyśmiała, gdyby ktoś walnął mi taki tekst przychodząc do studia tatuaży.- pomyślałam, kiedy uświadomiłam sobie jak głupio brzmiałam.
- Czy to twój pierwszy tatuaż. – spytała.
- Tak. Aż tak to widać ? – odpowiedziałam, trochę zażenowana.
- Już trochę siedzę w tej branży i zazwyczaj zauważam, kiedy ktoś przychodzi zrobić sobie pierwszy. Ale nic się nie martw, każdy się denerwuje. Masz już jakiś pomysł.
- Tak. Myślę nad czymś takim. – powiedziałam i pokazałam mu kartkę, na której była narysowana ilustracja, przedstawiająca kombinację piór i łapacza snów.
- O wiesz takie rzeczy zawsze fajnie wyglądają. Na serio bardzo fajne. Kto to zrobił ?- spytał patrząc w rysunek.
- Wiesz, której nocy mi się to przyśniło. Nawet nie pamiętam o co chodziło. Ale rano to narysowałam. I ostatnio uznałam, że w sumie fajnie by było go sobie to wytatuować.
- Na prawdę ty to narysowałaś ?
- Tak.
- To masz wielki talent. I na serio super, że do mnie przyszłaś. Uwielbiam współpracę z takim osobami. Masz fajny pomysł i to nie będzie taki bezmyślny tatuaż dla szpanu. – mówił uśmiechając się do mnie. – Gdzie to chcesz mieć ?
- Myślałam o plecach. –odpowiedziałam.
- Ale taki mniejszy, gdzieś na boku, czy większy ?
- Nie no, walimy na całe plecy. – powiedziałam uśmiechając się.
Chłopak też się zaśmiał. – Takie podejście mi się podoba.
Omówiliśmy wszystkie szczegóły dotyczące tatuażu.
- To, kiedy chcesz go zrobić ?
- No chyba dziś, jak bym mogła. – powiedziałam zdziwiona, bo przecież po to tu przyszłam.
- Znaczy, bo ja byłem umówiony z kumplem…- tłumaczył mężczyzna, kiedy spojrzał na zegar.- O to już ta godzina. Chyba jednak tamto jest nie ważne, więc zróbmy to teraz. – powiedział i zaprowadził mnie do specjalnej sali.
Rozrysował mi na plecach mój rysunek. I właśnie wtedy ktoś wpadł do sali.
- Stary, sorry ale były takie korki. – mówił jakiś chłopak dysząc.
- Kurde, nie no, nie ma sprawy, ale wiesz myślałam, że już nie przyjdziesz, więc zacząłem.- powiedział pokazując na mnie.
Chłopak przeniósł na mnie swoje zielone oczy i  chyba dopiero wtedy uświadomił sobie moją obecność. Był bardzo przystojny. Zarumieniłam się trochę, kiedy zdałam sobie sprawę, że przecież jestem bez bluzki. Co prawda siedziałam w taki sposób, ze nic nie było widać, ale jednak to trochę dziwne było, szczególnie, że ten chłopak był taki ładny.
- Oj wybaczcie. – powiedział.
- Nie, wszystko ok. O co chodzi ? – spytałam patrząc na mojego tatuażystę.
- To mój kolega Harry. Umawiałem się z nim dziś na 17. I wtedy przyszłaś ty i uznałem, że po prostu już nie przyjdziesz Harry. – powiedział mężczyzna wzruszając ramionami.
-Nie no spoko Conor. Zawaliłem, tylko że teraz będę pewnie za parę dni. No nic. – powiedział do nas Harry uśmiechając się, ale było widać, że jest zawiedziony.
-A o której masz samolot ? – spytał Conor.
-O 21.
- Nie, no to nie zdążę. – powiedział Conor.
- Nie ma sprawy następnym razem. – powiedział Harry i miał już wyjść.
- Ja mogę zaczekać. – powiedziałam, na co chłopak się odwrócił.
- Nie no co ty…- zaczął Harry
- Mogę zaczekać, nie ma problem. Mi się nigdzie nie spieszy. – powiedziałam uśmiechając się do Harrego.
- Na pewno ?- spytał Harry.
- Tak, serio nie mam nic przeciwko.
- O kurde to super. Naprawdę wielkie dzięki. – powiedział Harry.
Chłopcy wyszli, pozwalając mi się ubrać.
- To mi powinno nie zając tak długo. Harry nie chce nic dużego. Chcesz tu poczekać  ? – spytał Conor, kiedy już się ubrałam.
- Okej. – zgodziłam się.
Harry zdjął koszulkę i usiadł na miejscu, gdzie wcześniej ja siedziałam. Zarumieniłam się widząc umięśniony tors chłopaka. Kiedy on to zauważył uśmiechnął się do mnie. Harry też miał sporo tatuaży. Zaraz skądś kojarzę te jaskółki…
- O kurwa. Ty jesteś Harrym Styles. – powiedziałam, kiedy rozpoznałam chłopaka.
Conor tylko uśmiechnął się pod nosem i zaczął coś szkicować tak klatce piersiowej Harrego.
- Tak to ja. – powiedział Harry uśmiechając się do mnie.
- O matko poznałam po tatuażach. Kurde dasz mi autograf ?
Harry zaśmiał się tym swoim niskim, zachrypniętym głosem. – Pewnie.
-Może od razu mi walniesz taki autograf, tą śmieszną maszynką do tatuaży ? –spytałam.
Conor i Harry wybuchnęli śmiechem.
- No to by był dość ciekawy, pierwszy tatuaż. – powiedział Conor, akurat biorąc to urządzenie o którym mówiłam wcześniej .
- No Harry jesteś gotowy ? Bo już czas użyć tej małej, zabawnej maszynki. – powiedział Conor.
Harry tylko się zaśmiał, a zaraz skrzywił, kiedy Conor przyłożył tą maszynkę do jego skóry.
- Bardzo boli ? –spytałam
-Nie no co ty. Ale wiesz nie ważne, pierwszy czy 60 tatuaż zawsze czuje się podobny ból. Znaczy to nie jest jakieś potworne uczucie, no ale przyjemne też nie.
-Mięczak. – powiedział Conor.
Miło rozmawiało mi się z chłopakami. Głównie z Harrym, bo Conor skupiał się na swojej pracy. Kiedy Conor skończył wyszedł zostawiając nas samych. Harry oglądał swój nowy nabytek, a ja podziwiałam jego inne tatuaże.
- Masz dużo tatuaży. – powiedziałam
- Trochę ich jest.
- Są fajne, podobają mi się.
- Dzięki. Dużo osób twierdzi, że są bez sensu. Tysiące małych rzeczy, nie mających ze sobą żadnego związku. Ale dla właśnie jest zupełnie na odwrót. Nie chodzi mi o to, żeby mieć jakieś super dziary. To wszystko ma jakieś znaczenie. Mówią o wydarzeniach z mojego życia, o tym co myślę  i ogólnie mówią o mnie. Każdy z moich tatuaży to zapisana historia, którą tylko ja mogę odczytać. – powiedział uśmiechając się do mnie.
- Głębokie to było. To wiele się musiało wydarzyć w twoim życiu. Chyba już wiem, czemu nie mam żadnego tatuażu. Moje życie po prostu jest beznadziejne- powiedziałam, będąc pod wrażeniem słów Harrego.
- Albo ja jestem ckliwą ciotą. – powiedział Harry.
Roześmiałam się.- Wcale nie.
- To będzie twój pierwszy tatuaż tak ? - spytał Harry.
- Tak – przytaknęłam.
- Co to będzie ? – spytał Harry.
- Zaraz się przekonasz. – powiedział Conor wchodząc do Sali.- To co TI teraz czas na ciebie. Jesteś gotowa ?  
Mina mi zrzedła, szczerze trochę się bałam, i w momencie,  kiedy wtedy przyszedł Harry ulżyło mi, że mogła trochę to odwlec.
- Tak.- powiedziałam trochę nie pewnie.
- Ok, to ja za sekundę wracam i zaczynamy.- powiedział Conor.
- Boisz się ? – spytał Harry
- Nie.
- Serio ?
- Może trochę. Ale chce to zrobić. Tylko to dość duży tatuaż. Może powinnam zacząć od czegoś mniejszego ?
- Nie masz czego się obawiać. Zrób sobie taki jaki zamierzałaś. Jak chcesz mogę z tobą zostać i potrzymać cię za rękę. – powiedział uśmiechając się do mnie.
Ja słysząc to zarumieniłam się trochę. Ten chłopak był naprawdę słodki.
- Bez przesady, nie boję się, aż tak. Ale możesz zostać i dotrzymać mi towarzystwa. Tylko czy ty nie spieszysz się na samolot ?
- Nie, odwołali lot. – powiedział Harry.
- Dobra zaczynamy. – powiedział Conor .
Nie było tak źle. Harry cały czas coś mi opowiadał, co umilało mi czas. W pewnym momencie złapał mnie za rękę. Ja tylko się uśmiechnęłam. To było miłe z jego strony.
- Dobra, koniec. – powiedział nagle Conor.
- Ale zajebiście wyszło. – powiedział Harry, kiedy wstał i zobaczył mój tatuaż.
- TI, tam masz lustro. – powiedział Conor i wyszedł.
- Czekaj, patrz to jest ta śmieszna maszynka do tatuaży. – powiedział Harry biorą ją do ręki.
- I co z tego ? – spytałam rozbawiona.
- Chcesz mi jebnąć jakoś dziarę ? - spytał Harry uśmiechając się łobuzerko.
- Co ? – zdziwiłam się, nie wiedząc czy mówi serio, czy sobie żartuję.
- Dzisiejszy dzień był bardzo ciekawy. Ty jesteś bardzo ciekawa i chciałbym cię jakoś zapamiętać. – powiedział podając mi tą „śmieszną  maszynkę” .
- To miłe co mówisz, ale i trochę dziwne. Co ja ma ci niby zrobić ? – spytałam zaskoczona ta sytuacją.
- Co tylko chcesz.- powiedział i osłonił rękaw koszuli.
- Serio ?- pytałam nadal nie będąc tego wszystkiego pewna.
- Tak. Dawaj – powiedział uśmiechając się zachęcająco.
Westchnęłam i podeszłam do niego. – Ale ja nawet nie wiem jak się tego używa. Zresztą jak nie wiem co ja mam zrobić. Nie jestem kreatywna.
- Przestań marudzić i zrób to. – powiedział Harry pokazując jak mam trzymać „ śmieszną maszynkę”
- Sam tego chcesz. – powiedziałam zbliżając się do jego ramienia.
- Ale mówiąc co tylko chcesz, miałem na myśli tylko te cenzuralne rzeczy. – powiedział Harry.
- O dobrze, że mówisz bo właśnie miałam ci wytatuować wielkiego kutasa, wiesz. – powiedziałam ironicznie.
Harry zaśmiał się i powiedział.- No to dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy.
- Już.- powiedziałam, kiedy skończyłam moje „arcydzieło”.
Harry spojrzał na swoje ramię. – Słońce ?- spytał uśmiechając się do mnie.
- Jak mówiłam sam tego chciałeś i wspominałam, że nie jestem kreatywna. Więc w sumie to twoja wina, że tak wyszło. – usprawiedliwiałam, moje koślawe słońce.
- Przestań podoba mi się. Właśnie z tym mi się kojarzysz. Jesteś takim słoneczkiem.
Po raz kolejny tego dnia się zarumieniłam.
- To teraz ty. Trzymaj śmieszną maszynkę. – powiedziałam do Harrego.
Chłopak uniósł brew pytająco.
- Teraz ty mi walnij dziarę. Możesz się zemścić za to okropieństwo, ale też cenzuralnie.
- Na pewno tego chcesz ? – spytał
- Tak. Jestem pewna, że za każdym razem kiedy będę patrzeć na ten tatuaż to będę się strasznie śmiać, wspominając dzisiejszy dzień. A śmiech to zdrowie, więc tak. – powiedziałam uśmiechając się.
- Ok. – powiedział Harry i delikatnie złapał moje ramie, po czym wziął się do pracy.- A tak w ogóle to mój nowy tatuaż bardzo mi się podoba i nie życzę sobie, aby ktoś je obrażał. Jasne Słońce ?- spytał Harry
- Oczywiście. – powiedziałam chichocząc.
- Gotowe. – powiedział Harry.
Spojrzałam na swoją rękę. Znajdowało się na niej małe słoneczko.  Dużo bardziej kształtne, niż te które zrobiłam Harremu. Zerknęłam na chłopaka pytająco, a on tylko wzruszył ramionami. I nagle obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Co wam tak wesoło ?- spytał Conor, kiedy wrócił…
- To jak tam Słońce, jak wrażenie po pierwszym, a raczej pierwszych tatuażach ? – spytał Harry, kiedy razem wyszliśmy ze studia, zostawiając tam sprzątającego Conora. Po tym jak zrobiłam mu tatuaż zaczął mnie nazywać Słońcem.
Otworzyłam usta, żeby już mu odpowiedzieć, kiedy zaczął dzwonić jego telefon.
- Halo. – powiedział odbierając.
- Tak wiem, nie zdążyłem.- odpowiedział komuś naprawdę wkurzonemu, po drugiej stronie.- Wiem, wiem już jadę. Spokojnie nie spóźnię się. – mówił Harry przewracając oczami.- Dobrze, przecież polecę następnym i nic się nie stanie. – powiedział i się rozłączył.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Spóźniłeś się na samolot ? –spytałam.
- No tak jakby.
- Ale jakoś ci nie  było na niego spieszno i podobno został odwołany.- powiedziałam.
-Okazuje się , że jednak nie odwołali. A no wiesz ktoś potrzebował, żeby go potrzymać za rękę.
Uśmiechnęłam się.- Jesteś kochany. Tylko wolałabym nie mieć za dużo problemów, za przetrzymywanie Harrego Stylesa . Więc nie musiałeś tego robić.
- Musiałem.- powiedział Harry.
-Niech będzie. – powiedziałam.
- No dobra może nie. Bo jesteś twardą laską i mnie nie potrzebowałaś, ale tak wypadło po tym jak się zachowałaś wobec mnie. – powiedział Harry.
- A jak ja się zachowałam ?
- No cóż, nie chciałaś, żeby taka ciota spóźniła się na samolot, zresztą sama wiesz Słońce.- powiedział Harry uśmiechając się do mnie.
- Więc spóźniłeś się na samolot, w ramach podziękowania za to, że cię przed siebie wpuściłam, kiedy ja tak naprawdę tylko czekałam na taką okazję, bo bałam się jak cholera i chciałam to trochę przedłużyć ?
- Też, ale głownie to chciałem jeszcze z tobą pobyć Słońce.
- Wiesz to jedna z najmilszych rzeczy jakich usłyszałam i bym cię uściskałam, ale chwilę temu zrobiłam sobie wielkim tatuaż na plecach i nie wiem czy powinnam. – powiedziałam.
- To co powiesz na żółwika ?- spytał Harry.
Zaśmiałam się i przybiłam z nim żółwika. Nagle telefon Harrego znów zaczął dzwonić. Harry odrzucił połączenie.
- Ale teraz już naprawdę muszę iść, bo tamci zaraz wezwą policję, zgłaszając moje porwanie.– powiedział trochę smutny.
- To fajnie było cię poznać Harry.- powiedziałam, starając się ukryć rozczarowanie, że to już pożegnanie.
- Żegnaj Słoneczko.


KAHN

środa, 20 marca 2013

# 74. Zayn. | cz. 1

Dzisiaj mamy dla Was Zayna. Za jakiś czas możecie spodziewać się drugiej części, która będzie ostatnią. Na wstępnie oświadczam, że imagin ten nie opowiada o Zerrie. Po prostu wpadłam na pomysł napisania takiego opowiadania, a że dawno nie dodawałyśmy Zayna, postanowiłam obsadzić go w roli głównej.

Zapraszamy również do obserwowania twittera naszego bloga oraz zadawania pytań na naszych askach! Jeśli chcecie być informowani i najnowszych imaginach, wystarczy napisać. Zapytajcie o co chcecie, a my odpowiemy. Linki do twittera i ask.fm są podane z prawej strony w odnośniku Kontakt. Love y'all xx

I jeszcze jedno. Chciałybyśmy wiedzieć, od kiedy czytacie naszego bloga? Odpowiedź pozostawcie w komentarzu c:

Mamy nadzieję, że ta przydługa notka was nie zanudziła i życzymy miłej lektury xx
____________________________________________________________________________________

Weszłam do domu, po czym rzuciłam klucze na komodę stojącą obok drzwi. Uderzyły o mebel z głośnym brzdękiem, przerywając głuchą ciszę panującą w mieszkaniu. Zrzuciwszy kurtkę i buty, udałam się do kuchni. Z nadzieją na napełnienie pustego żołądka, zajrzałam do lodówki, w której przywitało mnie jedynie światło. Dodałam zakupy do ciągnącej się w nieskończoność listy rzeczy do zrobienia, po czym nalawszy sobie herbaty do mojego ulubionego kubka z logo mojego liceum, przeszłam do salonu, gdzie usiadłam wygodnie na miękkiej kanapie naprzeciwko telewizora. Wolną ręką chwyciłam pilot i zaczęłam skakać po kanałach w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego programu. Po całym dniu prób w końcu miałam czas odpocząć. Właśnie tego było mi trzeba.
Mile zaskoczona, na ekranie spostrzegłam, nikogo innego, jak samą siebie.
-Ostatni singiel tej młodziutkiej wokalistki okazał się niemałym hitem. Dziewczyna ma nie tylko świetny głos i styl, ale również sama pisze swoje piosenki. Zapewniam was, że jeszcze nie raz usłyszymy o [T.I], a tym czasem zapraszam do obejrzenia jej najnowszego clipu! - Mówiła prezenterka jakiejś stacji muzycznej,  tuż za nią w tle, puszczone zostały fragmenty z mojego teledysku, a gdy tylko skończyła swoją wypowiedź, puszczono go w całości.
Moja twarz w telewizji i głos na płycie stojącej na półce każdego sklepu muzycznego w kraju, wydawały mi się nierealne. Mimo upływu czasu, nadal nie wierzyłam w to jaką szczęściarą jestem. Czułam się jakbym śniła na jawie.
Mój manager, Chris często powtarzał mi, że powinnam przyzwyczaić się do bycia rozpoznawalną, bo dzięki mojemu talentowi, a przede wszystkim niemu, ludzie szybko o mnie nie zapomną.
O wilku mowa - pomyślałam, biorąc do ręki wibrujący telefon. Na wyświetlaczu był nie kto inny jak Chris.
-Halo? - Spytałam odbierając połączenie.
-Mam do ciebie sprawę. - Przeszedł od razu do rzeczy.
-O hej, Chris! Miło cię słyszeć, u mnie wszystko dobrze, dzięki, że pytasz. - Rzuciłam sarkastycznie.
-Nie mam czasu na pierdoły, [T.I]. Będę pod twoim domem za 5 minut. Musisz...
-Nie możemy załatwić tego jutro? - Przerwałam mu. - Dopiero co weszłam do mieszkania po całym dniu prób. Padam na twarz. - Żaliłam się, próbując postawić na swoim.
-Nie ma mowy, to bardzo ważne. Musisz kogoś poznać. Wszystko wytłumaczę ci na miejscu. - Odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-No dobra... - Przewróciłam oczami.
-Możesz już schodzić. Jestem pod twoim domem. - Powiedział, po czym przerwał połączenie.

~*~

-Po co tu przyjechaliśmy? - Spytałam, zatrzaskując drzwi auta.
-Już ci mówiłem. - Rzucił spokojnie Chris, robiąc to samo.
-Właściwie to nic mi nie powiedziałeś. - Odparłam krzyżując ręce na piersiach.
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - Zaczęłam podejrzewać, że nic więcej nie uda mi się od niego wyciągnąć, ale mimo to, pozostałam nieugięta.
-Dlaczego w ogóle kazałeś mi wracać do domu, skoro teraz znów przywiozłeś mnie do studia? - Spytałam, rzucając spojrzenie w kierunku dużego, szarego budynku, w którym pięć razy w tygodniu miałam próby do mojej pierwszej trasy.
-Zadajesz strasznie dużo pytań. - Warknął. - Chodź do środka.
-Niech ci będzie. - Przewróciłam oczami, po czym z naburmuszoną miną, udałam się do wnętrza budynku.
Chris szedł pare kroków przede mną. W pewnym momencie zaczepił jedną z pracownic studia i spytał:
-Gdzie odbywają sie próby One Direction? - Hmm, ta nazwa kiedyś obiła mi się o uszy.
-Prosto, do końca korytarza, pierwsze drzwi po prawo. - Poinstruowała go kobieta.
-Dziękuję. - Odparł z serdecznym uśmiechem. Dwie wizyty w studiu podczas dnia, spotkanie z jakimś One Direction i uśmiechający się Chris? Chyba nic mnie już dziś nie zaskoczy. - Idziesz? - Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Tak, tak. - Rzuciłam, dorównując mu kroku.
Podążając za wskazówkami pracownicy studia, ruszyliśmy przed siebie. Stanęliśmy naprzeciwko, wcześniej wspomnianych drzwi. Nie będąc pewna czego powinnam się spodziewać, nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazała się piątka - muszę przyznać - przystojnych chłopaków, ale to jeden z nich najbardziej przypadł mi do gustu.
Dostrzegłwszy mnie i Chrisa wchodzących do sali, przerwali próbę. Mężczyzna pewnie ruszył w ich kierunku za to ja wlokłam się kilka kroków za nim.
-Witajcie chłopcy. - Przywitał się, wymieniając uścisk dłoni z każdym z nich. - Z przykrością muszę was poinformować, że  Paul nie mógł się dziś z nami spotkać. Ale bez obaw, jestem z nim w stałym kontakcie telefonicznym. - Cała piątka pokiwała głowami. Kim do cholery jest Paul?! Poczułam się trochę wykluczona z tematu.
-Z tego co mi wiadomo, przedstawiono wam już wszystkie warunki umowy? - Znów zgrane kiwnięcia głową. O co tu chodzi? Jaka umowa? O czym oni mówią? - W takim razie pozostało już tylko jedno. Chłopcy, chciałbym wam przedstawić [T.I]. - Powiedział Chris, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Hej. - Przywitałam się niepewnie.
-Hej. - Odpowiedzieli chórem. Rety, jak oni to robią?
-Chris, powiesz mi co się tutaj dzieje? - Zwróciłam się do mężczyzny.
-Ja i Paul, zawarliśmy pewną umowę, która rozkręci trochę karierę zarówno twoją jak i chłopców. - Patrzyłam na niego spod ściągniętych brwi.
-Czekaj, po kolei. Kim jest Paul? - Spytałam.
-Managerem One Direction.
-Okej... Jaką umowę zawarliście? - Spytałam podejrzliwie.
-Otóż, moja droga, wpadliśmy na genialny pomysł, aby jeden z członków zespołu i ty... hmm, jak to powiedzieć... - Szukał odpowiedniego słowa. - Zaczęli się spotykać. - Dokończył.
-Chyba sobie żartujesz! - Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Skądże, ja nigdy nie żartuję. - Powiedział zupełnie poważnie.
-I niby jak ty to sobie wyobrażasz?! - Protestowałam.
-Musielibyście pojawiać się razem na wszystkich galach oraz kilka razy w miesiącu, w porozumieniu z paparazzi organizowalibyśmy wam ustawione randki. - Odparł jakby nigdy nic.
-I ty serio myślisz, że ja się na coś takiego zgodzę?! - Warknęłam, oburzona.
-A czy ty serio myślisz, że masz tu coś do gadania? - Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, mierząc mnie ostrym spojrzeniem. - Gdyby nie ja byłabyś nikim, pamiętaj. - Dodał, na tyle cicho, żebym tylko ja mogła to usłyszeć.
Chris miał rację. Wszystko zawdzięczałam jemu. Nie mogłam się z nim sprzeczać, miałam za dużo do stracenia.
-Mogę sobie chociaż wybrać "chłopaka"? - Spytałam zrezygnowana. - Ten podoba mi się najbardziej. - Wycedziłam, prosto z mostu, wskazując palcem na chłopaka z kompasem na ramieniu.
-To jest Louis. On już ma... - Chris przerwał w pół zdania, po czym znacząco odchrząknął. - ... "dziewczynę".
Obdarzyłam chłopaka zawiedzionym spojrzeniem, a w tym samym czasie, jego kolega w lokach, splótł ich dłonie w uścisku.
-Oh. - To jedyne co udało mi się wykrztusić. Zaczęłam zastanawiać się jak wiele ciemnych zakamarków i sekretów, o których nie mam pojęcia kryje w sobie show biznes.
-Ja i Paul planowaliśmy tę umowę już od dawna i po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw, postanowiliśmy, że powinnaś związać się z Zaynem. - Głos Chrisa wyrwał mnie z zadumy.
-Zaynem? - Spytałam zdezorientowana.
-To ja. - Usłyszałam. Spojrzałam na wysokiego, ciemnowłosego chłopaka, z którego ust padły te słowa. Wtedy uświadomiłam sobie, że odkąd się tu pojawiłam, odezwał się po raz pierwszy.
-Ymm, aha. - Szczerze mówiąc, nie miałam mu nic do powiedzenia.
-Wydaje mi się, że powinniście się trochę lepiej poznać. Wy chłopcy wracajcie do pracy, a wy dwoje chodźcie ze mną. - Wraz z Zaynem i Chrisem, opuściliśmy salę i udaliśmy się do kawiarenki, znajdującej się zaraz przy studiu.
Złożywszy zamówienie, zajęliśmy miejsce przy stoliku. Nie ukrywam, że było trochę niezręcznie.
-Muszę się już zbierać, mam dużo pracy. Zostawiam was samych. - Powiedział Chris, wstając od stolika.
-Co? Jak to? - Spytałam przerażona. Nie miałam najmniejszej ochoty spędzać czasu sam na sam z zupełnie nieznajomym chłopakiem. Który na dodatek teraz był MOIM chłopakiem.
-Spokojnie, na pewno się polubicie. - Wyczuwszy mój strach, Chris poklepał mnie pokrzepiająco po plecach, po czym opuścił kawiarnię.
-Więc... - Obdarzyłam Zayna znudzonym spojrzeniem, upijając łyk kawy.
-Więc... - Powtórzył w dokładnie ten sam sposób. Najwidoczniej nie tylko ja byłam niezadowolona z tej całej umowy.
-Chyba powinniśmy ustalić jak się poznaliśmy. - Wycedziłam.
-Co? - Zdziwił się chłopak.
-A co powiesz podczas wywiadu? Że nasi managerowie wpadli na pomysł, żeby nas wyswatać, bo w ten sposób zrobimy więcej? - Zakpiłam unosząc jedną brew.
-Chyba masz rację. - Odparł obojętnie.
-Jakieś pomysły? - Spytałam.
-Może pod latarnią? - Chłopak posłał mi wyzywające spojrzenie.
-O czym ty mówisz? - Zdziwiłam się. - Czy ja ci wyglądam na dziwkę? - Dodałam ostro.
-Jakby się zastanowić, to właśnie zgodziłaś się "chodzić" z jakimś chłopakiem, żeby zarobić pare groszy więcej. Sprzedałaś się zupełnie jak dziwka. - Powiedział, patrząc na mnie z odrazą.
-Nie mów tak do mnie! Ty nic nie rozumiesz! - Uniosłam się, czując łzy napływające do moich oczu.
-Ah, tak? To mi wytłumacz, proszę, śmiało. - Odparł arogancko.
-Chris nie pytał mnie o zdanie, nie miałam nic do powiedzenia. Nie chodzi mi o pieniądze, tylko o spełnianie marzeń, ale muszę się z czegoś utrzymywać. Rodzice postawili mi ultimatum - albo będę się uczyć, a oni będą mnie wspierać, albo mogę sobie zostać gwiazdą, ale wtedy nie mam co na nich liczyć. Chris mnie stworzył i może zniszczyć. Mam zbyt wiele do stracenia, by podpadać mu przez takiego nieczułego dupka, jak ty. Nie znasz mnie, więc nie oceniaj. - Powiedziałam ostro, przeszywając go spojrzeniem. - A ten tekst o dziwce, równie dobrze pasuje do ciebie. - Dodałam wstając od stolika.
-Ty też nic nie rozumiesz. - Wymamrotał Zayn. Zatrzymałam się w pół kroku i zwróciłam twarzą w jego stronę.
-Chętnie posłucham. - Powiedział, krzyżując ręce na piersi.
-Mnie też nikt nie pytał o zdanie. Robię to dla chłopaków. Są dla mnie jak rodzina. Liczą na mnie, nie mogę ich zawieść. W moim przypadku na szali jest nie tylko moja kariera, ale również kariera moich najlepszych przyjaciół. - Wyznał.
-To bardzo szlachetnie. Jednak nie zmienia to faktu, że nadal mam ci za złe nazwanie mnie dziwką i w ogóle jakoś nie wywarłeś na mnie pozytywnego wrażenia. - Fuknęłam.
-Dobrze wiedzieć, że czujemy to samo. - Wycedził sztucznie się uśmiechając. - Ubierz się jutro ładnie. - Dodał, również wstając od stolika.
-Czemu? - Zdziwiłam się.
-Bo jutro nasza pierwsza randka, moja dziewczyno. - Przewrócił oczami, akcentując ostatnie dwa słowa.
-Nie mogę się doczekać, mój chłopaku. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.


LOLA

poniedziałek, 18 marca 2013

# 73. Louis.


- TI. TN wychodzisz !
Przewróciłam się na drugi bok. – Ta, za chwilę.- mruknęłam.
- Rusz dupę. Powiedziałam wychodzisz.
- Dobrze, nie denerwuj się Martin. – powiedziałam i się podniosłam.
- Nie pozwalaj sobie. – krzyknął mężczyzna.
Przewróciłam oczami. Wyszłam z sali i powoli szłam za mężczyzną starając się ignorować okropny ból głowy.
- Dobrze, jesteś wolna. – powiedział przy wyjściu.
- Ok. To do zobaczenia niedługo Martin. – powiedziałam uśmiechając się do mężczyzny.
On pokręcił głową z rozczarowaniem. – Oj TI, za każdym razem mam na dzieje, że to już ten ostatni.- powiedział, już nawet pomijając fakt, że zwróciłam się do niego po imieniu.
- Nie może być ostatniego, bo za bardzo byś za mną tęsknił. – mrugnęłam do niego i wyszłam na zewnątrz.
- TI – usłyszałam znajomy głos. – Ile razy będziemy to jeszcze przerabiać ?
- Witaj Louis, tez się cieszę, że cię widzę. – powiedziałam sarkastycznie.
Chłopka tylko wzruszył ramionami z bezradnością. – Porozmawiamy po drodze. – powiedział otwierając mi drzwi od trony pasażera w swoim samochodzie.
Wsiadłam i oparłam czoło o chłodną szybę, która trochę uśmierzała ból.
- TI powiedz mi ile razy jeszcze będę musiał odbierać cię z izby wytrzeźwień ? – spytał Louis poważnym tonem.
- Nie wiem ile. Wiesz, że nigdy nie byłam dobra z maty. Zresztą daj mi spokój. Mam takiego kaca… - zaczęłam, ale Louis mi przerwał.
- Takiego jak zawsze. Dziewczyno, czy ty widzisz co się z tobą dzieje ? Opanuj się wreszcie, ile to będzie jeszcze trwało ?
- Nie wiem Louis. Ja….ja po prostu nie wiem. – powiedziałam spokojnie, w odróżnieniu od Louisa, którego już pobierały nerwy.
- TI  ja wiem, że to jest trudne, ale musisz już przestać. Sama siebie niszczysz. – powiedział już bardziej opanowany.
- Nie Louis, ty właśnie nic nie wiesz. Zresztą dał byś już spokój. Strasznie mnie irytujesz.
- TI, do cholery ja chcę, żebyś zaczęła normalnie żyć. – powiedział chłopak zmów trochę głośniej.
- Ale ja nie chce żebyś się przejmował. Zajmij się swoim życiem co ?  A mi daj do cholery święty spokój. Kiedy stałeś się taki beznadziejny ?– powiedziałam, chcąc, żeby się już odwalił.
- TI potrzebujesz pomocy. – powiedział patrząc mi w oczy.
A ja patrząc mu w oczy wybuchnełam śmiechem.
- Czy ja mówię nie wystraczająco dosadnie ? Czy ty może lubisz jak się ciebie miesza z błotem? Motywuje cię to czegoś, czy o co chodzi ? – powiedziałam.
Louis patrzył się na mnie przez chwilę oszołomiony, nie wierząc czy to się dziej naprawdę. Nagle jego źrenice się zwężyły. Zacisnął ręce na kierownicy i uparcie patrzył się na drogę.
- Czy ty sobie kpisz ? – spytał, po jakimś czasie nadal patrząc przed siebie.
- Nie, ani trochę Louis. Ja chcę, żebyś wreszcie dał mi spokój. – powiedziałam.
- Nie wierze. TI kurwa stajesz się tym wszystkim czego tak strasznie nienawidziłaś. Twoi rodzice przewracają się teraz w grobie. – powiedział Louis patrząc już na mnie. A patrzył w taki sposób jakby się mnie brzydził.
Resztę drogi już nic nie mówiliśmy. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, najszybciej jak się dało otworzyłam drzwi.
- Mówiłam serio Louis. Daj mi spokój. Już nie musisz, tracić czasu na odbieranie mnie z izby wytrzeźwień. Nie będę już twoim problemem.- powiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Weszłam do domu. Było strasznie duszno. Czuć było stęchlizną, sosami od pizzy i kawą. Wchodząc do domu wyjęłam pocztę.
- Rachunek za prąd z ostatnich trzech miesięcy, za wodę z tego miesiąca. Czynsz za mieszkanie i ostrzeżenie dotyczące komornika. Ubezpieczenie bla, bla, bla – mówiłam przeglądając listy. – Co ja mam z wami robić moje rachuneczki nie mieście mi się już w szafce. No cóż może nadacie się jako opał do kominka. – powiedziałam śmiejąc się z własnego żartu.
Rzuciłam pocztę na szafkę i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro.
- No TI, ale z ciebie laska. – powiedziałam wzdychając.
Włosy sterczały mi w każda stronę. Oczy miałam podpuchnięte i byłam strasznie blada. Makijaż, a raczej jego resztki rozmazał mi się po całej twarzy. Przypominałam coś na kształt narzeczonej Frankensztajna. No, ale nie zawsze tak było. Niestety Louis miała rację mówiąc, że stałam się wszystkim czego nienawidziłam. Ale kiedyś było łatwiej, bo życie było łatwiejsze. Mama zmarła trzy lata temu. W sumie właśnie wtedy wszystko zaczynało się już chrzanić. Ojciec totalnie się załamał. Zaczęła się dla niego liczyć już tylko picie. Najpierw stracił pracę. A, kiedy uświadomił sobie, że nie ma za co  kupić sobie wódki, sprzedał samochód, potem domek letniskowy i tak dalej. Robiłam wszystko, żeby pomóc tacie, żeby znów zaczął normalnie funkcjonować. Ale im bardziej się starałam tym było chyba tylko gorzej. Kiedy uświadamiałam mu, że ma jeszcze córkę i powinien być dla niej tatą, bo nie ma już matki i tak bardzo go potrzebuję  on jeszcze bardziej popadał w rozpacz. Więc dałam sobie spokój. I tak poznałam Louisa. Chłopka, w którym skrycie się podkochiwałam. Zabawny, lubiany, czarując.  Żeby jakkolwiek starczało mi na ubrania, książki zaczęłam pracować kawiarence. Któregoś dni przyszedł do niej Louis. Kiedy go obsługiwałam wylałam na niego herbatę. I tak się zaczęło. To do niego zawsze uciekałam, kiedy miałam już dosyć ojca. Jemu się wypłakiwałam, ze nie mam nikogo, bo mama nie żyje, a ojciec ma mnie głęboko w dupie. Jakoś tak ze wszystkich przyjaciół on najlepiej potrafił mnie pocieszyć w takich chwilach. Jakich przyjaciół co ja mówię … Ci ludzie pewnie nigdy nie byli dla mnie owymi przyjaciółmi. Pewnego dnia ojciec zapił się na śmierć.  Dopiero wtedy zostałam zupełnie sama. Mimo tego, że po odejściu mamy był tylko wrakiem człowieka, to jednak był. A kiedy i on odszedł straciłam wszystko. No i cóż jak mawiają jabłko nie pada daleko od jabłoni. Zaczęłam sobie radzić z problemami podobnie jak ojciec. Wtedy każdy po kolei zaczął się ode mnie odwracać. Dla tych tak zwanych „przyjaciół” stałam się tylko problemem. Został ze mną tylko Louis. Był przy mnie, wspierał mnie, ale ja i tak nie mogłam sobie poradzić. Kiedyś chciałam wyrwać się z tego życia. Pójść na studia, zdobyć dobrą pracę, założyć rodzinę i takie tam pierdoły. Chciałam zrobić wszystko, żeby nie stać się tym czym był mój tata. Chciałam być silna, ale nie byłam …
Wzięłam prysznic i umyłam głowę. Naglę zgasło światło. Z korkami było wszystko dobrze, więc to znaczyło tylko jedno. Od cieli mi prąd. No, zawszę mogę napalić listami w kominku. – pomyślałam, a po chwili namysłu uznałam,  że to nie taki zły pomysł. Wyrzuciłam wszystkie rachunki i podpaliłam zapalniczką. Wróciłam do łazienki chcąc rozczesać włosy. Chyba z 10 minut próbowałam zrobić coś z kołtunami, ale się poddałam. I tak ich nie wysuszę, bez prądu. Więc tak, czy siak będę miała szopę. Nienawidziłam swoich włosów. Zapuszczałam je tyle lat. A one jak na złość, rosły po trzy centymetry rocznie. Wiecznie  miałam rozdwojone końcówki, mimo, że non stop je podcinałam. Jaki to miało sens. Po co się męczyć. Wyciągnęłam nożyczki i zaczęłam obcinać włosy.
~*~
Życie to jedna wielka porażką – pomyślałam już chyba tysięczny raz w życiu. Włóczyłam się po mieście nie mając bladego pojęcia co robić. Wszystko potoczyło się tak ja się tego spodziewałam. Komornik wszedł na moje mieszkanie. Dziś mnie wywalili. Wzięłam ze sobą tylko plecak z paroma ubraniami. Nie chciało mi się więcej dźwigać. Dziwne, pewnie normalnie ludzie popadają w takich chwilach w panikę. Ale ja się jakoś za bardzo nie przejęłam. Dobrze wiedziałam, że się to tak skończy. W pewnym sensie się tego spodziewałam, więc byłam na to przygotowana. Tylko, że nie obmyśliłam co robić dalej.  Chyba powinnam gdzieś wyjechać. Ale nie miałam, gdzie. Jedyną, moją, dalsza rodzina o jakiej istnieniu wiedziałam była siostra taty. Mieszkała ona gdzieś w Australii z chorym na coś poważnego mężem i dwójką dzieci. Nawet nie była na pogrzebie taty, bo nie mogła przyjechać.
Ale może potrzebuje, gdzieś zacząć od początku. Tak, chyba pora zacząć spokojne życie, gdzie jest tak super cieplutko. Wymarzone życie z kangurami…
Tylko pozostaje Louis. Louis był mądrym i dobrym chłopakiem z przyszłością. Dlatego tak ostatnim czasem go odpychałam. Nie chciałam go wciągać do moje świata. Ale jeśli miałam wyjechać musiałam się z nim pożegnać. Wyjęłam telefon i wybrałam jego numer. Spodziewałam się, że nie odbierze, ale mimo wszystko kiedy usłyszałam głos Louisa mówiący, że nie może teraz odebrać i żeby nagrać się mu na pocztę, jakoś tak zabolało.
- Cześć Lou, tu TI, straszna suka. Więc no ten.. jeśli masz ochotę spotkać się z tą suką daj znać. – powiedziałam automatycznej sekretarce.
Postanowiłam jednak zadzwonić jeszcze raz, robiąc sobie nadzieje, że za pierwszym razem porostu nie usłyszał jak dzwoni mu telefon. Ale znów było to samo.
- Wiesz możemy gdzieś wyskoczyć czy coś. No lody do parku, albo coś. Daj znać proszę i przepraszam. – nagrałam się po raz drugi.
Popatrzyłam na telefon, może teraz też nie słyszał. Taaa na pewno TI- pomyślałam. – Zachowałaś się jak ostra szmata i każdy normalny człowiek by ci wtedy przyjebał, a ty liczysz, że chłopak odbierze jakby nigdy nic. Ale i  tak zadzwoniłam trzeci raz. Zresztą co miałam do roboty. Ale tym razem ktoś odebrał po dwóch sygnałach.
- Tak ? – usłyszałam monotonny głos Louisa.
- Cześć. Słuchaj tak się szwendam po mieście i może cos porobimy razem ? – spytałam ucieszona, że odebrał.
- A co skończyło ci się piwo ? Czy chwilowo trzeźwiejesz i ci się nudzi ? – powiedział cierpko chłopak.
Westchnęłam.- Okej zasłużyłam. Po prostu chcę cię zobaczyć.
- Po co ? Już cię nie wkurwiam ? – spytał nadal oschle, a ja po raz kolejny westchnęłam. – Zresztą nie ważne zaraz będę.- powiedział i się rozłączył.
Po 15 minutach zobaczyłam Louisa wyłaniającego się z tłumu ludzi. Jak zawsze wyglądał świetnie, zadbanie i świeżo.
- Hej. – powiedziałam i rzuciłam się mu na szyje. Mocno wtuliłam się w Louisa i on też z wahaniem objął mnie ramieniem. – Co tam słychać ? – spytałam, kiedy już się od niego odkleiłam.
-  Wszystko dobrze. – powiedział Louis trochę zmieszany. – Jesteś teraz dresem ?- spytał  wskazując na kaptur naciągnięty na moja głowę.
Czułam się trochę zażenowana. Obcinanie włosów nie wyszło mi na dobre. Poniosła mnie wtedy chwila. Teraz miałam nierówne włosy do ramion, w których wyglądałam naprawdę koszmarnie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam moja nową fryzurę, chciałam ją jakoś poprawić, więc na końcówki naniosłam trochę starej, czerwonej farmy. Wyszło jeszcze gorzej. Dlatego starałam się to wszystko ukryć kapturem.
- Taaa czemu nie. – powiedziałam uśmiechając się.
Louis podniósł pytająco brew. Zrobił krok w moją stronę i szubko ściągnął mój kaptur.
- Kurwa Louis- syknęłam i szybko naciągnęłam go z powrotem.
Louis wyglądał przekomicznie. Na jego twarzy malował się szok wymieszany z powstrzymywanym rozbawieniem. Na początku patrzyłam na rozgniewana, ale  w pewnym momencie obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Błagam nic nie mów. – powiedziałam ostrzegawczo.
- Nawet nie wiem co bym miał powiedzieć TI- powiedział jeszcze rozbawiony.- Ale masz racje, tymczasowo powinnaś zostać dresem.- powiedział i naciągnął mi mocniej kaptur tak, że zasłonił mi połowę twarzy.
- Dzięki, wiesz. – powiedziałam i poprawiłam kaptur, żeby coś widzieć. –T y się po prostu nie znasz. Teraz to krzyk mody.
- Oczywiście, coś o tym słyszałem. Teraz wszystkie laski wkładają głowy do kosiarek i polewają potem keczupem. – powiedział Louis.
Znów zaczęliśmy się śmiać, a ja wiedziałam, że między nami jest już okej.
- To co robimy ?- spytał Lou.
- Nie wiem. Może się przejdziemy ?
- Dobra. – zgodził się Louis.
Louis opowiadał co słychać u niego i ogólnie w świecie. On dużo gadał. Ale ja lubiłam go słuchać. Mógł opowiadać mi jakiś denny żart, który słyszałam już tysiąc razy, ale sposób w jaki to robił zawsze mnie rozbawiał. Albo gadać o polityce, czy sporcie, co w ogóle mnie nie interesowało, ale jeśli mówił to Louis chłonęłam każde słowo.
- A co tam u ciebie TI ?- spytał nagle Louis z troską.
Spuściłam wzrok i zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Wszystko ok ?- czułam, że chłopak zaczynał się już domyślać co się stało.
- Nie. W końcu się to stało, Louis. Zabrali mi dom. –powiedziałam łamiącym się głosem.
To było trudne. Nawet jeśli starałam się udawać, że się tym nie przejęłam to prawda była inna. W tym domu się wychowałam i to była jedyna pamiątka po rodzicach.
- TI. – westchnął smutny Louis.- Coś wymyślimy. – powiedział i chcąc dodać mi otuchy objął mnie ramieniem.
- Wątpię Louis. – powiedziałam i usiadłam na schodach, jakiejś kamienicy. – Właściwie to wyjeżdżam.
- Co ? Gdzie ? – spytał zdziwiony i usiadł obok mnie.
- Do ciotki.
- Nie rozumiem.  Jaki to ma sens ?
Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem. Ona nie potrzebuje więcej problemów. Chyba z wujkiem jest naprawdę źle. Ale co mi innego pozostało ?  Ja już nawet nie mam, gdzie tu mieszkać. Nawet nie wiem czy ona mnie przyjmie. A jeśli nawet to nie na długo, bo jak mnie lepiej pozna… Ale no cóż , nie mam nic do stracenia, bo w sumie nic nie mam. Więc pewnie to jest pożegnanie Louis. – spojrzałam mu w oczy.
- TI, ale co ty tam będziesz robić ? W Australii ? Weź nie żartuj sobie. – powiedział o burzony Louis.
- A co ja mam tu robić.  Wszystko spieprzyłam. I tam będę miała jakąkolwiek rodzinę. Ja już nie chce być dłużej sama….
Mówiłam, kiedy niespodziewanie Louis pocałował mnie w usta, łapiąc moją twarz w obie dłonie. Nagle oderwał się ode mnie. Otworzyłam oczy zaszokowana. Louis delikatnie pogłaskał mnie kciukiem po policzku.
- Długo na to czekałem. – szepnął patrząc mi w oczy.
Potem przeniósł wzrok na moje usta i powoli znów mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Tym razem wszystko było mniej chaotyczne, a bardziej zmysłowe. Louis miał strasznie miękkie i słodkie usta.
- TI nie jesteś sama. Jestem z tobą i nie zamierzam cię opuścić. Więc ty nie zostawiaj mnie. – powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
Nie wiedziałam co powiedzieć. To  wszystko było dla mnie strasznym szokiem. Zawsze czułam coś do Louis, ale byłam przekonana, że dla niego byłam tylko koleżanką.
- Możesz zamieszkać ze mną. Pomogę ci. Znajdziesz pracę i spłacisz mieszkanie. Potem pójdziesz na studia. Wszystko będzie takie jak sobie zaplanowałaś. Tylko pozwól sobie pomóc. – powiedział Louis
- Louis nie wiem czy wszystko jest takie proste. Muszę myśleć racjonalnie. Nie wiem, kto przyjmie mnie do pracy. A jeśli nawet to na pewno nie starczy mi na dołożenie ci się do czynszu tyle ile powinnam, a co dopiero mowa o oszczędzaniu na dom. Ja nawet nie wiem czy jestem w stanie tak po prostu o wszystkim zapomnieć i szukać tej pracy. Ja sobie nie ufam. Nie potrzebujesz takiego problemu jak ja. – mówiłam a po moich policzkach spływały łzy.
- TI nie martw się, wszystko się ułoży. Nie martw się ani o pieniądze, ani, że nie dasz rady, bo będę z tobą. Nie zamierzam dać ci się poddać. Tylko musisz mi zaufać. – powiedział biorąc moją dłoń w swoją rękę, a drugą otarł mi łzy.  
Spojrzałam na niego. To, że mogę mu ufać wiedziałam już od dawna. Nie byłam pewna czy ja tego wszystkiego nie schrzanię. Ale, nagle, kiedy spojrzałam w oczy Louis poczułam przypływ nadziei, że wszystko może się jakoś ułożyć.
- Ja ci ufam Louis. – powiedziałam i się do niego uśmiechnęłam.
On też się uśmiechnął. Wstał i wyciągnął do mnie rękę, chcąc pomóc mi się podnieść.
- W takim razie pierwsze co zrobimy to zabierzemy cię do fryzjera. Bo z taką fryzurą to nawet superman nie był by ci w stanie pomóc. – powiedział Louis.
Przewróciłam oczami, ale złapałam jego rękę i stanęłam obok niego.


KAHN

czwartek, 14 marca 2013

# 72. Harry.

Były takie chwile, gdy miałem ochotę założyć moją ulubioną kurtkę i wyjść z domu, trzaskając drzwiami, a wszystkie problemy zostawić w środku. Takie chwile, gdy chciałem odciąć się od wszystkiego i znów poczuć się jak normalny nastolatek. Wyjść na ulicę i pozostać niezauważonym.
Trzeba przyznać, że nie mogłem wymarzyć sobie lepszego życia. Robię to co kocham i na dodatek, sam jestem za to kochany przez miliony dziewczyn. Czasem jednak myślę, że to mi nie wystarcza...
Tak też było i tym razem. Zamknąłem drzwi mieszkania za klucz i wyszedłem na świeże powietrze. Chłodny wiatr rozwiał mi włosy, zasłaniając widok okolicy, brązowymi lokami. Odgarnąłem je z twarzy, ruszając przed siebie.
Nie wiedziałem dokąd idę. W sumie nie sprawiało mi to żadnej różnicy. Potrzebowałem tylko chwili dla siebie.
Było już grubo po jedenastej, więc nie musiałem martwić się, że ktoś mnie rozpozna. O tej godzinie ulice były prawie całkiem puste. Dlatego zdziwił mnie odgłos kroków, dobiegający zza moich pleców.
Mimowolnie wykonałem szybki obrót głową. Szła za mną ładna brunetka, na oko w moim wieku. Przyglądała mi się z zaciekawionym wyrazem twarzy.
Po chwili przerwała ciszę słowami:
-Przepraszam? - Zwróciła się do mnie nieśmiało.
-Tak? - Spytałem, stanąwszy i odwróciwszy się do niej przodem.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że wyglądasz jak Harry Styles? - Na początku myślałem, że żartuje, ale stała na przeciwko wpatrując się we mnie, pięknymi niebieskimi oczami, z zupełnie poważną miną.
-Tak, często to słyszę. - Zaśmiałem się.
-Oo, przykro mi. Nie znoszę go. - Powiedziała dziewczyna ze współczuciem wypisanym na twarzy.
-A to czemu? - Spytałem starając się ukryć urażony ton głosu. Pewnie powinienem się bronić, lub zwrócić jej uwagę, ale ciekawość wzięła górę.
-No bo jest taki zarozumiały, uważa się za nie wiadomo kogo, tylko dlatego, że jest sławny i ma kasy jak lodu. Po prostu nie wzbudza mojej sympatii. I na dodatek wygląda tak jakoś pedalsko. - Skrzywiła się.
-Wyglądam pedalsko? - Zdziwiłem się, oglądając swój strój z każdej strony. No dobra, moje spodnie były dość obcisłe, ale bez przesady.
-Nie, nie ty. Harry Styles. - Odparła dziewczyna jakby nigdy nic. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież nie wie kim jestem. Postanowiłem to wykorzystać i zobaczyć co ciekawego na mój temat ma mi jeszcze do powiedzenia...
-No tak, ale powiedziałaś, że wyglądam jak on. - Mentalnie przybiłem sobie piątkę, za tak zręczne wybrnięcie z sytuacji.
-Faktycznie, teraz trochę mi głupio. - Mimo, że było już ciemno, dostrzegłem zarumienione policzki brunetki.
-Bez powodu. Ale nadal nie wiem czemu sądzisz, że ten cały Harry jest zarozumiały. - Ciągnąłem temat, nie wychodząc z roli.
-Na takiego wygląda. Czytałam też kilka razy o tym jego zespole i nie dość, że robią wszystko dla kasy, to on jeszcze stara się jakoś wybić, wypromować na różnych imprezach, żałosne. - Powiedziała dziewczyna, przewracając oczami.
-Nie powinnaś tak mówić. Przecież jego życie nie kręci się tylko wokół zespołu, ma prawo czasem gdzieś wyjść. A jeśli chodzi o stwierdzenie, że obchodzą ich tylko pieniądze, to tu pomyliłaś się najbardziej. Najwidoczniej nie słyszałaś o ich wyjeździe do Ghany i singlu, który nagrali dla Red Nose Day. - Tym razem nie mogłem puścić jej słów mimo uszu. Muszę przyznać, że mnie zabolały. Często czytałem artykuły, które krytykowały mnie i chłopaków w ten czy inny sposób, ale usłyszeć coś takiego, rozmawiając z kimś twarzą w twarz to co innego.
-Rety... Jesteś pierwszym, chłopakiem jakiego znam, który nie dość, że nie wyzywa One Direction od pedałów to jeszcze ich broni. A tak w ogóle to skąd tak dużo o nich wiesz? - Spytała dziewczyna, trochę rozbawiona.
-Moja siostra jest fanką. - Rzuciłem. W sumie ta odpowiedź, nie odbiegała zbytnio od prawdy.
-I wszystko jasne. Muszę już lecieć. - Powiedziała dziewczyna na odchodnym.
-Śpieszy ci się? - Spytałem wpatrując się w jej plecy.
-Nie, tak się chyba kończy rozmowy. Szczerze to nie wiem nawet gdzie idę, wyszłam na wieczorny spacer. - Odparła powoli się odwracając.
-Nie powinnaś chodzić o tej godzinie sama. Tu może być niebezpiecznie. - Zauważyłem.
-W takim razie, może chcesz dotrzymać mi towarzystwa? - Spytała nieśmiało, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Już się bałem, że nie poprosisz. - Obdarzyłem ją promiennym uśmiechem.
Mimo, że zmieszała z błotem mnie i moich przyjaciół, było w niej coś pociągającego. Coś co sprawiało, że chciałem ją lepiej poznać.
Szliśmy ramię w ramię, ciemnymi ulicami Londynu, rozmawiając na wszystkie możliwe tematy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego jaka jest niska. Dosięgała mi zaledwie do ramienia. Ciemne włosy świetnie współgrały z jasnoniebieskimi oczami. Trzeba było przyznać, że miała zjawiskowo piękną urodę.
-I wtedy... Ej, czemu się tak na mnie gapisz? - Spytała nagle, przerywając w pół zdania.
-Wcale się nie gapię. - Rzuciłem szybko, odwracając wzrok.
-Nie pytam się, czy to robisz tylko czemu. - Nie dawała za wygraną.
-Bo to bardzo miły widok. - Zaśmiałem się, speszony.
-Oo... dziękuję. - Odparła oblizując usta. - Jeśli chodzi o ciebie również jest na co popatrzeć. - Odwzajemniła komplement, uroczo się do mnie uśmiechając.
-A ja myślałem, że wyglądam pedalsko. - Drażniłem się z nią.
-Nie odpuścisz, prawda? - Zaśmiała się.
-Hmm... Muszę przyznać, że trochę zraniłaś tym moją męską dumę. - Odparłem, a uśmiech nawet na chwilę nie opuszczał mojej twarzy.
-Masz urocze dołeczki, gdy się uśmiechasz. - Wycedziła nagle.
-Próbujesz się zrehabilitować? - Spytałem podejrzliwie.
-Może trochę... - Wymamrotała, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Ale naprawdę są słodkie.
-Ty cała jesteś słodka. - Rzuciłem.
-Ja? Słodka? - Zdziwiła się brunetka.
-Tak. - Odparłem jakby to była najoczywistsza rzecz pod Słońcem.
-Niby czemu?
-Tak uroczo rumienią ci się policzki, gdy się peszysz. I jeszcze sposób w jaki zakładasz włosy za ucho. I o pierwszej w nocy spacerujesz po ulicy z nieznajomym chłopakiem. - Powiedziałem, uśmiechając się do niej czule. - A no właśnie. Nie znasz mnie, nie wiesz kim jestem, a mimo to tak po prostu przechadzasz się ze mną chodnikiem? - Spytałem, gdy to sobie uświadomiłem.
-O to samo mogłabym spytać ciebie. - Zripostowała.
-Fakt. Jest równo 1:21. - Powiedziałem patrząc na zegarek na lewym nadgarstku. - Chyba czas, żebym odstawił cię do domu.
-Sam dopiero co powiedziałeś, że to dziwne, że spaceruję z kimś kogo nie znam, a teraz oczekujesz, że podam ci swój adres? - Spytała brunetka, unosząc jedną brew.
-Nie oczekuję, tylko żądam, bo za żadne skarby świata, nie pozwolę ci wracać o tej porze samej. Miałem dotrzymać ci towarzystwa, pamiętasz? - Skarciłem ja wzrokiem.
-No dobrze. To tędy. - Dała za wygraną wskazując drogę, prowadzącą do jej domu.


-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - Powiedziała szukając kluczy w kieszeni kurtki.
-Nie mógłbym spokojnie zasnąć, gdybym nie odprowadził cię pod same drzwi. - Odparłem szczerze.
Mimo, że poznałem ją pare godzin temu, czułem się za nią odpowiedzialny. Chcąc być szczerym przed samym sobą, musiałem przyznać, że mimo niezbyt udanego początku znajomości, naprawdę mi się spodobała.
Zapomniałem już nawet o tym co o mnie powiedziała.
Chwila, chwila... O nie. - pomyślałem. - Przecież ona nadal nie wie kim jestem. Jeśli powiem jej teraz, raczej nie spodoba jej się to, że okłamywałem ja cały ten czas. Co ja najlepszego zrobiłem? A poza tym, ona mnie nie znosi. Powiedziała mi to prosto w twarz. Po prostu świetnie.
-Za miły wieczór też dziękuję. - Powiedziała z czułym uśmiechem. - Mam pytanie... Chciałbyś dać mi swój numer, czy coś, to może byśmy się kiedyś umówili czy coś, bo fajnie mi się z tobą gadało i w ogóle... - Mamrotała nieskładnie, zakładając kosmyk włosów za ucho, w czasie, gdy jej policzki stawały się coraz bardziej czerwone.
-Z ust mi to wyjęłaś. - Odparłem z uśmiechem, po czym podyktowałem jej mój numer.
-To... Jak mam zapisać? - Spytała.
-Harry. - Odparłem odruchowo.
-Mam już jednego Harrego. Jak masz na nazwisko? - Najwidoczniej nie zauważyła zbieżności imion.
-Styles. - Odpowiedziałem po krótkim namyśle.
-Ale tak naprawdę. - Zaśmiała się.
-No, Harry Styles. - Upierałem się.
-Za drugim razem to już nie jest śmieszne. - Dziewczyna przewróciła oczami. - To jak się nazywasz?
-Harry Styles, proszę. - Odparłem podając jej moje prawo jazdy, które wyjąłem z kieszeni kurtki.
Przeczytała to co było na nim napisane, po czym przeniosła wzrok na mnie. Wpatrywała się we mnie wielkimi oczyma. Miałem też wrażenie, że zbladła.
-To naprawdę ty. - Bardziej stwierdziła niż spytała. - Czemu mi nie powiedziałeś?
-Chyba dlatego, że nasza rozmowa zaczęła się od słów "Nie znoszę Harrego Stylesa". - Skrzywiłem się na myśl o tym wspomnieniu.
-O mój Boże, ale mi teraz głupio. Tak chamsko cię skrytykowałam. Na dodatek zupełnie bezpodstawnie. Strasznie cię przepraszam. - Powiedziała przeczesując włosy palcami.
-To ja powinienem cię przeprosić, za to, że cały czas cię okłamywałem. Zrozumiem jeśli już nie będziesz chciała się ze mną umówić, chyba na to nie zasłużyłem. - Spuściłem głowę.
-Chyba żartujesz. Rozumiem czemu mi nie powiedziałeś. Poza tym chcę się z tobą umówić. Wstyd mi za to co wcześniej powiedziałam. Przekonałam się, że nie miałam, ani trochę racji. - Jej głos stawał się coraz głośniejszy. Zanim się obejrzałem stała kilka centymetrów ode mnie. Uniosłem głowę i spojrzałem jej w oczy. Nasze nosy prawie się stykały.
-Tak w ogóle to mam na imię [T.I]. - Wyszeptała, nie odwracając wzroku.
Nie mogąc się dłużej powstrzymać, złączyłem nasze wargi w rozkosznym pocałunku.


LOLA

wtorek, 12 marca 2013

# 71. Liam.


                Była jak anioł. Nie takim ubrany w białe szaty i z białymi skrzydłami doczepionymi do pleców. Nad jej głową nie błyszczała aureola. Była aniołem, ponieważ samym swoim dotykiem uleczała. I nie mam na myśli teraz groźnych chorób, na które nie ma antybiotyku. Ona leczyła moje serce. Jej delikatne i zimne opuszki palców sprawiały, że moja skóra cierpła. Samą taką pieszczotą sprawiała, że wariowałem na jej punkcie.
                Gdy patrzyłem w jej oczy, gdy patrzyłem w te niebieskie i niewinne tęczówki, czułem jak w brzuchu do lotu unosi mi się stado motyli. Do dziś pamiętam uczucie jakie przepełniało mnie, gdy podczas naszych nocnych spacerów, łapała mnie za rękę. Miała taką zimną i kruchą dłoń, a ja zawsze bałem się, że mogę zrobić jej krzywdę, gdy za mocno ją ścisnę. Dbałem o nią lepiej niż o siebie. Gdy zamknę oczy z łatwością mogę przypomnieć sobie jej wyraz twarzy, gdy mocno się nad czymś skupiała. I to jak zawstydzona czymś przygryzała wargę. I jej paniczny lęk przed pająkami. Pamiętam każdy najmniejszy szczegół związany z nią. Każdą jej wadę i zaletę.
                Przypomniałem sobie, że [T.I] miała wiele dziwactw. Zawsze spała w dwóch różnych skarpetkach, ponieważ wierzyła, że przynosi to jej szczęście. W sklepie zawsze wybierała to co było połamane, czy uszkodzone, gdyż nie chciała by było im przykro. Zawsze kupowała cukier w kostkach i wyjadała je z pudełeczka. Myślała, że tego nie zauważę. Pisała tylko po jednej stronie zeszytu, bo żyła w przekonaniu, że nie zapamięta nic z rzeczy, które zapisane są na lewej części.
                Odwróciłem głowę w lewą stronę i spojrzałem na [T.I], która zamglonym wzrokiem wpatrywała się w jeden punkt w oddali.
-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? – zapytałem i wyrwałem [T.I] z transu. Dziewczyna gwałtownie zwróciła twarz w moją stronę.
-Nie mogłabym zapomnieć o najpiękniejszym dniu w moim życiu. – odpowiedziała spokojnie – A czemu pytasz? Naszło cię na wspominki? – zaśmiała się pod nosem.
-Naszło, nie naszło.  – kopnąłem kamyk leżący na ziemi - Po prostu chciałbym przypomnieć sobie te wszystkie chwile jakie spędziliśmy razem.
                Dziewczyna uśmiechnęła się i odpowiedziała:
-Nasze pierwsze spotkanie było najlepszą rzeczą jaką mnie spotkała. Musieliśmy usiąść obok siebie w samolocie, ponieważ nie było innych miejsc. Obydwoje lecieliśmy wtedy do Francji. Całą drogę przegadaliśmy i podczas napadu śmiechu niechcący wylałam na ciebie mój jabłkowy sok – na wspomnienie tych chwil kąciki moich ust uniosły się ku górze – Gdy poszłam do łazienki wyprać twoją przemoczoną koszulę, ty zabrałeś mój telefon i wpisałeś do listy kontaktów swój numer. Zobaczyłam go dopiero w swoim hotelu i pomyślałam wtedy, że to tylko młodzieńcze zauroczenie. Ale to był początek największej miłości w moim życiu.
-Tak, od tamtej pory w każdą naszą rocznicę jeździliśmy do Francji. Do dziś uważam za urocze to, że jako naszą rocznice nie przyjęliśmy dzień powstania naszego związku, a tamtego lotu.
-Bo to wtedy rozpoczęła się nasza miłość. Wystarczyły trzy godziny siedzenia ramię w ramię w samolocie.
                W odpowiedzi pokiwałem głową i spojrzałem na ciemne chmury, które pojawiły się na bezchmurnym wcześniej niebie. W myślach szukałem śmiesznej historii, o której warto wspomnieć.
-A pamiętasz, jak, w Halloween nie mieliśmy strojów na coroczną imprezę, więc wycięliśmy dziury na oczy w prześcieradłach i jak dzieci udawaliśmy duchy? – zapytałem [T.I]. Na wspomnienie tych chwil, kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.
-Jasne, tego nie da się zapomnieć. – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Schyliła głowę i pozwoliła, by wiatr rozwiał jej blond włosy.
-Wiesz, że Louis do dziś się z tego śmieje? – zaśmiałem się i kopnąłem kamyk leżący na ziemi.
-Wariat. – [T.I] pokręciła głową i zatrzepotała swoimi skrzydłami – Pozdrów go ode mnie, koniecznie.
                Spojrzałem na dziewczynę. Loki okalały jej drobną twarzyczkę, a zadarty nos był czerwony od wiatru. Ubrana była w białą sukienkę, która poruszała się przy najmniejszym podmuchu wiatru. [T.I] była moją definicją ideału.
-Wyglądasz tak pięknie, [T.I] – powiedziałem i złapałem ją za bladą dłoń – Nigdy nie byłaś piękniejsza.
-Dziękuje Liam. To miłe, że podobam ci się nawet po śmierci. – powiedziała i strzepała ze swoich skrzydeł niewidzialny pyłek.
                Podniosłem nasze splecione dłonie do ust i delikatnie pocałowałem jej chłodną rękę. Przez cienką skórę czułem delikatne żyłki, przez które nie tętniła już krew.
-Kocham cię. Nie ważne, czy twoje serce bije, czy już nie. Codziennie coraz bardziej umieram z tęsknoty za tobą. Za twoim głosem, który budził mnie codziennie rano. Za twoim dotykiem. I za twoimi skarpetkami nie do pary. Gdyby nie tamten facet, który pijany wsiadł za kierownicę. Gdybym dopilnował cię, byś zapięła pasy bezpieczeństwa. Dziś cały czas… - poczułem jak w gardle urosła mi wielka gula. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
Gorzkie łzy popłynęły po moich policzkach. [T.I] wytarła je czubkiem swojego kciuka i wyszeptała mi do ucha:
-Musisz o mnie zapomnieć. Nigdy nie ułożysz sobie życia, jeśli codziennie przychodzić będziesz na cmentarz i udawać, że rozmawiasz ze mną. Wiesz ile dziewczyn jest godnych, by zestarzeć się z tobą? Kochanie, przestań o mnie myśleć, ale nie zapomnij. – spojrzała mi w oczy i delikatnie uśmiechnęła się. Wyjęła piórko ze swoich skrzydeł, by podać mi je. Otworzyła moją dłoń, położyła na nim pierze i zamknęła ją w pięść – Proszę, to będzie twoja pamiątka po mnie. Schowaj ją do kieszeni i nigdy nie wyjmuj. Będę twoim osobistym aniołem stróżem, co ty na to? Będę nad tobą czuwać. Nad tobą, twoją przyszłą żoną i dziećmi.
                Nie mogłem wymówić ani słowa. Tylko delikatnie pokiwałem głową i przygryzłem wargę.
-Musimy się rozstać. Żegnaj Liam. Nigdy cię nie zapomnę. – powiedziała [T.I] i rozpłynęła się w powietrzu.
                Zaszokowany stałem i nie dotarło do mnie co się przed chwilą stało. Patrzyłem w dal i czekałem, aż [T.I] znów się pojawi i krzyknie wesoło, że to był tylko żart. Ale nic takiego się sie wydarzyło. Gdzie moja mała dziewczynka? Zrozpaczony zacząłem biegać po cmentarzu nawołując [T.I]. Krzyczałem jej imię ile miałem sił w płucach. Ale odpowiadała mi tylko głucha cisza i skrzek czarnych kruków. Z głośnym szlochem upadłem na ziemię.
-Leć mój aniołku – wyszeptałem i mocno zacisnąłem w pięści swoje piórko.

RECKLESS